coś więcej

Jazz Cafe - klimaty małego klubu jazzowego

Jestem koncertowym łazęgą. Kontakt z muzyką na żywo, z artystą, który przyjechał tego dnia i o tej godzinie, by wystąpić na żywo przed publicznością, robi na mnie kolosalne wrażenie. Słuchałam koncertów na największych stadionach, w teatrach, salach koncertowych. Bywałam na koncertach w salach kinowych, ale najbardziej lubię intymne, kameralne koncerty w niewielkich klubach jazzowych. Gdy niemal 20 lat temu byłam na swoim pierwszym maluśkim koncercie w klubie jazzowym, nie spodziewałam się, że kiedyś będę mieszkać tuż obok, po sąsiedzku.

fot Jazz Cafe
Na wczorajszym koncercie słuchałam każdego szeptu, każdej nuty mojego osobistego Mistrza Pozytywnego Przekazu - Stanisława Soyki. I chociaż wykonania na płytach są perfekcyjne, nigdy nie zastąpią ulotności spotkań osobistych na kameralnym koncercie. Posłuchajcie Staszka Soyki "Tolerancja/Na Miły Bóg"...


Energia koncertowa ładuje we mnie potężne baterie. Wielkim, ogromnym przeżyciem był dla mnie koncert U2 w Chorzowie w 2009 roku. Nigdy nie zapomnę spektaklu wrażliwości jaki serwował w Kongresowej Jan Garbarek, czy magii koncertów Jazz Jamboree. Uwielbiam stać w słońcu, czy deszczu pod Syrenką słuchając wakacyjnych koncertów Jazz na Starówce. Ale od kiedy połknęłam bakcyla koncertów w małym, kameralnym klubie jazzowym Jazz Cafe w Łomiankach, wracam do nich kilka, a nawet kilkanaście razy w roku. Wczoraj byłam na koncercie Stanisława Soyki z zespołem.

fot materiały prasowe

Stanisław Soyka to mój osobisty Mistrz Pozytywnego Przekazu. Pełen liryki, poezji, czystej magii, w swojej twórczości tchnący niesamowitą energią. Pamiętam pierwsze winyle z jego twórczością, które kupowałam w latach 80-tych i marzenia, żeby kiedyś wybrać się na koncert na żywo. Słuchałam go w Trójce, wyszukiwałam lirycznych tekstów jego piosenek w gazetach. Potem przyszły czasy płyt, w których oddawał hołd mistrzom - Miłoszowi, Niemenowi, ostatnio Leśmianowi. Zawsze wzruszał mnie głęboko osobisty wymiar twórczości Stanisława Soyki, jego prostota w śpiewaniu o Bogu, maestria interpretacji tekstów wielkich poetów i wrażliwość artysty jako tekściarza. Wsłuchuję się w jego płyty w chwilach skupienia, samotności, spadków nastroju, czy rozpierającej od wewnątrz radości. I zawsze, zawsze znajduję całe morze pozytywnej energii, którą Stanisław Soyka przekazuje słuchaczom swoją twórczością. 

fot kulturalna.warszawa.pl

Na początku lat 90tych w Warszawie było zaledwie kilka ciekawych miejsc koncertowych, a bilety na nie, czy chociażby informacje o koncertach nie były tak łatwo dystrybuowane jak dziś. No a poza tym, w studenckiej kieszeni nie starczało finansów na wypasioną Kongresową, czy hermetyczne Akwarium. Bodajże w Życiu Warszawy pojawiła się pewnego dnia informacja o koncercie mojego ukochanego Staszka Soyki w klubie Jazz Cafe, dopiero po chwili zorientowałam się, że to już nie w Warszawie, ale ciut dalej, w Łomiankach. Nic nie mogło mnie jednak powstrzymać przed wybraniem się na koncert, a wówczas oznaczało to jeden wyjazd, by kupić bilety, a drugi już na sam koncert. 

fot Jazz Cafe

Jeśli oglądaliście kiedykolwiek amerykańskie filmy, w których "grały" kluby jazzowe, to właśnie taki klimat znalazłam w Jazz Cafe. Niewielkie, ciemne wnętrze, maleńka scena w kącie sali, długi bar, kilka okrągłych stolików w wypełnionej prawie po brzegi sali. Pamiętam, że siedzieliśmy w trakcie koncertu na stołkach barowych, dosłownie kilka metrów od sceny i zachłystywaliśmy się tak bliskim obcowaniem z artystą. Dziś zamiast wysokich stołków w trakcie koncertu dostawianych jest kilka długich ław, a sala pęka w szwach. W trakcie koncertów mieści się w niej ok 100 osób. 

W kolejnych latach zdarzyło nam się zajrzeć do łomiankowskiego klubu może raz, czy dwa razy, w końcu zaczęły się rozwijać warszawskie jazzowe sceny muzyczne, ale jakiś czas temu przeprowadziliśmy się pod Warszawę i odtąd jestem stałym bywalcem koncertów w Jazz Cafe. 
Wciągnęła mnie jazzowa energia, którą żyje klub, jego stali, wierni bywalcy, cykliczność koncertów, które w kalendarzu powtarzają się zawsze o tej samej porze roku (np. urodziny Doroty Miśkiewicz) i to niesamowite wrażenie, że jesteś u siebie. Chyba nic, żadna wielka sala koncertowa nie jest w stanie konkurować z intymnością łomiankowskich koncertów. Jazz Cafe ściąga do siebie największych i najlepszych twórców polskiej sceny jazzowej - Urszula Dudziak, Grażyna Auguścik, Marek Napiórkowski, Henryk Miśkiewicz, Lora Szafran, Anna Maria Jopek, Ewa Bem, Jan Ptaszyn Wróblewski, Dorota Miśkiewicz, Grzegorz Turnau, Stanisław Soyka, Katarzyna Groniec, Dawid Kikoski, Zbigniew Namysłowski, Andrzej Jagodziński Trio, oj długo długo można wymieniać. Gdybym tylko mogła, byłabym na każdym koncercie!

fot dorotamiskiewicz.com

Jazz Cafe w zasadzie nie zmienił się od dnia otwarcia, czyli od wczesnych lat 90tych. Kilka niezbyt wyszukanych, chociaż smacznych potraw w menu, które zmienia się co parę miesięcy, niespecjalnie wygodne krzesła lub ławy, ścisk i tumult przy zajmowaniu miejsc (bilety nienumerowane), a jednak to wszystko nic, w porównaniu z niezwykłą atmosferą, która dzieje się w klubie podczas koncertów

Koncerty zawsze zaczynają się o 20:00 i najczęściej są od poniedziałku do czwartku. Ceny biletów bardzo zróżnicowane, ale zawsze zawsze sala jest pełna aż po korek. Bilety kosztują od 30zł za koncert np. Bernarda Maseliego i "MaBas Trio", przez 50-65zł za występ Staszka Soyki, Włodzimierza Nahornego, czy Trio Andrzeja Jagodzińskiego, 85-90zł za spotkanie  Ewą Bem, Anitą Lipnicką, Kubą Badachem, aż po 130zł za koncert Urszuli Dudziak. 



Jeśli kupisz bilety, koniecznie przyjdź na godzinę przed koncertem, by zająć miejsce jak najbliżej sceny. Na każdym stoliku czeka miseczka słonych przekąsek (paluszki lub orzeszki) i zapalone świeczki. Przez tę pierwszą godzinę można zamawiać potrawy, napoje, drinki i w spokoju je skonsumować. Tu muszę zwrócić uwagę na sprawną obsługę baru jak i kelnerów, którzy przynoszą potrawy do stolików. Po latach obsługa świetnie się zgrała i  pod okiem właścicielki klubu Ewy Fabczak, wszystko działa jak w zegarku. 

Gdy artysta wkracza na scenę, rozstawiane są rozkładane krzesła, gasną światła i zaczyna się koncert. Zazwyczaj pierwsza część trwa ok 50 minut, potem następuje ok 20-30 minutowa przerwa w czasie której znów jest ruch przy barze i wędrówki w kierunku toalet. Potem druga ok 40 minutowa część koncertu i bisy. Koncerty zazwyczaj kończą się ok 22:30-22:45, czasami można namówić artystę na autograf na płycie (te kupuje się przy wejściu i bileterki) i po kilkunastu minutach klub się opróżnia. 


Koncert w tak maleńkim, kameralnym klubie daje niepowtarzalną możliwość obcowania z ulubionym artystą bez dystansu, przy stoliku tuż przy scenie. Najbardziej zaprzyjaźnieni z klubem artyści pozwalają sobie na mnóstwo prywaty, słuchają życzeń z sali, wchodzą w bardzo bliski z publicznością, czy wręcz śpiewają z nią część koncertu. A publiczność jest wspaniała! doskonale zna teksty piosenek,  w przerwach nawiązuje się wiele fajnych, muzycznych znajomości z sąsiadami ze stolika.  To w większości stali bywalcy Jazz Cafe. Możesz poczekać po koncercie na osobistą dedykację na płycie. Jeśli masz ochotę, osobiście wręczysz kwiaty Urszuli Dudziak, albo tak jak ja upieczesz czekoladowy tort bezowy dla Ewy Bem, albo urodzinowy tort tiramisu na 80 osób dla Doroty Miśkiewicz (patrz zdjęcie obok).

Jazz Cafe Łomianki ma archaiczną, jak na dzisiejsze czasy stronę, dość niemrawy fan page, ale za to działający doskonale newsletter. Najczęściej reakcja na mail z wieściami o kolejnym koncercie musi być błyskawiczna, bo nawet w ciągu 2 godzin od jego wysłania wszystkie z ok 100 miejsc jest zarezerwowanych! Gdy tylko newsletter wpada do skrzynki, od razu robię rezerwację kilku biletów i dopiero wówczas obdzwaniam znajomych kto jeszcze ma ochotę się wybrać. 
I powiem Wam, że nie rozumiem zupełnie reakcji niektórych znajomych, którzy mówią "w Łomiankach? eee to za daleko, będę zmęczona/-y po pracy, muszę jeszcze to czy tamto". A Łomianki to naprawdę tylko 15km od ścisłego centrum Warszawy! Ale może to i dobrze? klub nie jest z gumy, na koncertach nie da się wcisnąć nawet szpilki.



Bywa, że chwilę po ogłoszeniu pierwszego terminu, przychodzi kolejny mail, że koncert się wyprzedał i w związku z tym jest jeszcze drugi dzień koncertowy (tak co roku jest z urodzinowymi koncertami Doroty Miśkiewicz). Ale i tak liczy się refleks.

Jeśli tylko macie żyłkę poszukiwacza wrażeń muzycznych, koniecznie znajdźcie w swojej okolicy taki kameralny, bezpretensjonalny klub jazzowy jak łomiankowski Jazz Cafe, albo wsiądźcie w samochód czy kursującą z Warszawy łomiankowską Łkę i przyjedźcie do Łomianek, może spotkamy się na kolejnym koncercie?

ul. Warszawska 69, Łomianki
tel 22 751 41 12
jazzcafe@jazzcafe.com.pl
rezerwacje biletów mailem lub telefonicznie
płatność na miejscu przy wcześniejszym odbiorze biletów lub przelewem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za pozostawiony komentarz i zapraszam częściej :)
ze względu na ogromną ilość spamu z robotów, zmuszona byłam wprowadzić weryfikację obrazkową i logowanie. Przepraszam za utrudnienia...
(uwaga - jeśli komentarz zawierał aktywny link, nie będzie publikowany)