Już już witałam się z gąską, już czułam aromat dziesiątek, setek, tysięcy kawowych szotów zaparzanych przez kilka godzin dziennie. Już przeglądałam swoje dyplomy uznania za mistrzowskie opanowanie sztuki latte art i nawet czułam uścisk ręki prezesa Starbucks Polska… i tylko w końcu nie dostałam tej roboty. Nie będę Coffe Master-em w jednej z największych sieci kawiarni na świecie.
Od kilku dni słucham Pharella Williamsa i "Happy", który jest również ma mojej playliście "Black Coffee", słuchaliście już?
Tuż przed Świętami Starbucks Polska zaprosił mnie na indywidualną lekcję latte art. Dwie przemiłe baristki Ula z warszawskiej Grubej Kaśki i Kamila z kawiarni na Nowym Świecie zdradzały mi tajniki parzenia kawy i uczyły jak wykonywać przepiękne malunki mlekiem na kawie.
Ha! myślę sobie będzie nowy fach, nomen omen w ręku. W sumie widziałam już artystyczne malowanie w kawie na różnego rodzaju konkursach baristów, dam radę. Tak się złożyło, że w wieczór, w którym dziać się miała moja lekcja byłam w stolicy razem z synem, a tym samym, gdyby i on ogarnął "kawowe malunki" miałabym osobistego baristę z dostawą latte do kanapy przy kominku. Same plusy, nie?
Na początek wiedza podstawowa - jak parzyć espresso. Banał, no nie? Szczególnie jeśli w kawiarni są wypasione ekspresy, które wszystko same robią. Ale oto brwi uniosły się ze zdumieniem… W Starbucks espresso może się parzyć (ciurkać z ekspresu) nie krócej niż 18 i nie dłużej niż 23 sekundy. Każde espresso, które parzyło się dłużej od razu jest wylewane. Shot espresso może stać max 10 sekund i natychmiast musi być podane klientowi lub wykorzystane w jednej z dziesiątek wariacji kawy mlecznej - latte, cappucino itepe. Myślę sobie - ki diabeł? 10 sekund, no bez przesady… Ale spróbowałam, posmakowałam takiego espresso, które stało ponad 30 sekund - gorzkie, paskudne, fuuuj! Nagle zaczęłam doceniać, że moja latte zawsze jest robiona na świeżym, aromatycznym espresso.
Shot kawy w Starbucks ma zawsze 30 mililitrów, parzony jest z 14g kawy, ale ponieważ najlepszej jakości shot powstaje, gdy parzoną się jednocześnie dwa, to czasem ów drugi shot niestety również jest utylizowany. Bo jakość ma być najważniejsza. Temperatura mleka do latte i innych kaw mlecznych jest stała - mleko podgrzewane jest zawsze do 64°C i to już ów magiczny ekspres robi całą robotę. W kawiarniach innych sieci widziałam mleczniki (stalowe kubki do spieniania mleka), w których był termometr i temperatura była kontrolowana ręcznie przez baristę. Niestety nie zawsze kawa ma wówczas odpowiednią temperaturę, zdarzało mi się dostać za gorącą, albo za zimną.
Miałam okazję spróbować wszystkich smaków zimowych, świątecznych kaw w Starbucks. Najlepsza była piernikowa, posypana gałką muszkatołową, pycha! Zaczęłam podobna robić w domu, chociaż za syropami smakowymi nie przepadam. I tu ciekawostka - ponoć można w kawiarni doprecyzować, by kawa smakowa miała mniej syropu. Ja już wiem, że dla mnie będzie to latte na pojedynczym espresso z 1/2 chlustu/shotu syropu.
W drugiej, właściwej części szkolenia przeszliśmy do latte art, czyli malowania artystycznych wzorów mlekiem w kawie. Na początek kropka, no wydawała się banalna, ale wychodziła mi raczej łezka, czy nieregularna plama. Ponoć "palemką" czasem bywa łatwiej… i znów poległam. Synowi udało się cóś a'la, okazał się ciut lepszy ode mnie. Na koniec serduszko, czyli "zagarnięta kropka", no bo wiecie, w sumie kropka to podstawa :) W latte art liczy się pewność ręki, umiejętna praca nadgarstkiem, wyczucie momentu, gdy mlecznik należy obniżyć, by wzór był wyrazisty. Tyle wiedzy, tyle treningu, a wydawało się, że to takie proste...
Na pocieszenie dziewczyny pokazały mi jeszcze jak maluje się wzorki patyczkiem z czekoladą. Tu mój syn okazał się całkiem niezły. Ja na koniec z rozkoszą wypiłam piękną latte z serduszkiem przygotowaną przez Ulę. To była latte na pocieszenie. Po niemal 2 godzinach spędzonych w kawiarni Starbucks już wiedziałam, że nie będę już nigdy Coffee Masterem. Nigdy nie ogarnę też sztuki malowania mlekiem w kawie latte art. I tak oto etat w Starbucks przeleciał mi pod nosem…
Od tamtego grudniowego dnia z większą uwagą przyglądam się mojej ukochanej latte przygotowywanej przez baristę. Podziwiam piękne malowane mlekiem wzorki, odpowiadam porozumiewawczym uśmiechem na uśmiech mistrza kawy.
W domu zaś ćwiczę gdy nikt nie patrzy, czasem udaje mi się zrobić coś kropkopodobnego, puchnę wówczas z dumy i latte od razu lepiej smakuje :)
Próbowaliście kiedyś malować wzorki mlekiem na kawie? Och, gdyby tak częściej mi się udawało, to miałabym mnóstwo frajdy!
Zawsze chciała posiąść tę tajemną wiedzę tego jak zrobione są te wzorki na kawie i samemu tego spróbować! :D
OdpowiedzUsuńsą takie kursy organizowane tu i ówdzie, warto się rozglądać :)
UsuńOj, ja wciąż uczę się robić te wzorki na kawie, choć robię to raczej w domu. Chciałabym kiedyś popracować trochę w Starbucksie - ot, aby zyskać nowe umiejętności i doświadczenia w ulubionej sieciówce. :)
OdpowiedzUsuńmoże warto popytać w najbliższej kawiarni o wolne miejsce na wolontariat?
UsuńMarzę, żeby się nauczyć latte art'u - na pewno to zrealizuję :) A parzyć kawę jak barista? W warunkach domowych to niemal niemożliwe - dobrą kawę piłam w Warszawie tylko w dwóch miejscach :( Brakuje w Polsce klimatycznych kawiarenek (sieciówek już nam wystarczy) gdzie pracujący ludzie na prawdę znają się na swojej robocie.
OdpowiedzUsuńejjj i w domu można zaparzyć dobrą kawę. Liczy się dobry ekspres oczywiście. Ja z sentymentem wspominam kawiarenki "Pożegnanie z Afryką", znasz?
UsuńW Krakowie jest Palarnia Kawy Kelleran. Super atmosferka. Robia też szkolenia i co najważniejsze sprowadzaja zielone ziarno i wypalaja na miejscu, czego nie dostaniesz w żadnej sieciówie. W takich miejscach jak Starbusks masz stara kawke, nigdy swiezo paloną.
Usuń"Brakuje w Polsce klimatycznych kawiarenek gdzie pracujący ludzie na prawdę znają się na swojej robocie." - oj nie mogę nie skomentować, to NIEPRAWDA! (Choć zgadzam się, że sieciówek jest bez liku). Może o prostu trzeba wiedzieć, gdzie szukać :)
UsuńCiekawy post :) nie wiedziałam, że Starbucks aż tak stawia na jakość, że połowę utylizuje! Naprawdę ciekawe!
OdpowiedzUsuńŻeby robić piękne wzorki latte art - szkolenie nie wystarczy :) Owszem, od tego trzeba zacząć, a potem trenować, trenować, trenować i jeszcze trochę trenować. Mam w domu najprostszy ciśnieniowy ekspres manualny. I tylko ja potrafię zrobić za jego pomocą kawę. Znam troche inną szkołę robienia kawy ale bardzo podobną. Kiedyś się wkurzałam że "jak oni mogą być takimi ignorantami?" jak ktoś miał inne zdanie na temat najlepszego latte ale teraz już wiem, że to po prostu troche inna szkoła ;)
OdpowiedzUsuńI najważniejsze - jak po szkoleniu przestaniesz trenować, to zapomnij, że opanujesz tę sztukę. Brutalne ale prawdziwe.
no dyć trenuję trenuję i trenuję ;) a potem musze to wszystko wypić ;)))
Usuńtrenuj i pij! inaczej sienieda! :)
UsuńAle Ci powiem, że absolutnie każdy, kto się do tego przyłożył, ostatecznie tę sztukę opanował :)
Cześć, możesz powiedzieć, dlaczego właściwie nie dostałaś tam pracy? Bo nie umiesz na wstępie robić wzorków? Składałaś tam w ogóle cv, starałaś się? Bo mam zamiar próbować tam się dostać i trochę się przeraziłam po przeczytaniu tego...
OdpowiedzUsuńSabina
Ech Sabina, to żart oczywiście :) nie starałam się tam o pracę, ale Tobie polecam i trzymam kciuki! :)
UsuńJak dobrze, uff :) Tak czułam, że to może być żart, ale wolałam spytać.
Usuń