W mroźne, wściekle zimne wieczory rozgrzewam się grzańcem. Wiele różnych wersji grzańca pijamy, ale jest jeden, który nie ma sobie równych. Norweski gløgg pachnie korzeniami i jest diabelnie mocny. Do gløgga podaję łyżeczkę, konieczną do wyjadania bakalii. Gdy mróz ściska za wszystko co może, zrób domową zaprawę do grzańca, a przygotowanie gløgga będzie błyskawiczne!
Znacie Torun Eriksen, norweską wokalistkę jazzową? Pierwszy raz usłyszałam ją kilka lat temu na spotkaniu, na którym grzałam wielki gar norweskiego gløgga. Gospodyni d razu "weszła w klimat" i wyciągnęła z półki płytę Torun, pięknie brzmiała do gløgga. Posłuchajcie jej "White Lies"…
Zaczytuję się ostatnio w kryminalnych śledztwach komisarza Harrego Hole. Już kończę całą serię i wiem, że będę cholernie tęsknić do książek Jo Nesbo. A tymczasem za oknem świat pokryty białym szkłem. Mróz, zmarznięty śnieg i słońce lśniące w szklistych zaspach. Takie mroźne, piekielnie mroźne było Oslo, gdy w latach 90-tych w ramach wymiany studenckiej spędziłam w stolicy Norwegii 3 tygodnie. Wyjechaliśmy w pierwszych dniach listopada, wówczas w Polsce jeszcze niewiele było kolorów, świateł ulicznych, czy radości oczekiwania na Gwiazdkę. Oslo przywitało nas cudownymi dekoracjami świątecznymi i od razu zrobiło mi się cieplej w duszy, mimo przejmującego chłodu dookoła. Wymiana studencka to nie tylko wykłady, warsztaty, czy spotkania międzyuczelniane "na roboczo". Norwegowie bardzo chcieli nam dać "posmakować" swojego kraju. Nigdy nie zapomnę smaku doskonałego, produkowanego z serwatki krowiej pomarańczowego sera mysost doprawionego cynamonem i brązowym cukrem. To ser może tak wyglądać i smakować?
Któregoś wieczoru byliśmy na "prywatce". Impreza odbyła się w domu jednego z wykładowców Uniwersytetu w Oslo. Tam było takie naturalne, że wykładowcy i studenci również po zajęciach się integrowali. Piękny dom bez firanek (wówczas niepomiernie mnie to dziwiło), śnieżnobiałe poduszki, surowe drewno, biała kuchnia. Królem wieczoru był doskonały, pachnący lasem, mrozem i czymś dzikim gulasz z renifera - na samo wspomnienie ślinianki znów szaleją… Tego wieczoru miałam na sobie białą, zimową spódnicę. W pewnej chwili ktoś wylał na nią kieliszek czerwonego wina. Zastygłam jak lodowa figura… możecie sobie tylko wyobrazić moje przerażenie i konsternację. Jak ja spędzę resztę wieczoru z brunatną plamą na środku spódnicy? Do akademika nie trafię sama, nie mam ze sobą nic na zmianę, co począć i jak bawić się dalej? Gospodyni poprosiła, żebym usiadła na krześle, na kolana wysypała mi dobre pół kilograma soli lekko ją wtarła, a potem wręczyła kieliszek wina i postawiła obok mnie przystojnego Norwega z przykazaniem zbawiania mnie rozmową przez kolejne pół godziny. Biała spódnica, biała sól, przystojny Norweg. Jasne, jak siedzę nikt nie zauważy ;) Ku mojemu zdziwieniu po pół godzinie gospodyni zabrała mnie do łazienki, usunęła sól ze spódnicy i lekko przetarła ją wilgotną szmatką. Spódnica była śnieżnobiała i bez najmniejszego śladu po winie! Ta sól na czerwone wino sprawdziła mi się już tysiąc razy i zawsze pamiętam, że to z Oslo przywiozłam słony trick.
Na koniec wieczoru wszyscy wyszliśmy do wielkiego ogniska, które rozpalone było nieopodal domu. Gospodarz każdemu wręczał duży kubek z łyżeczką w środku, a potem chochlą wlewał do kubków norweskiego grzańca o nazwie gløgg. Ten jednak trunek był doskonały - słodkawy, aromatyczny, gęsty od bakalii, do których wyjadania służyła łyżeczka. Boshhh… jak ja się wtedy rozgrzałam, heh do dziś pamiętam prawie godzinny spacer powrotny do akademika z "owym" przystojnym Norwegiem :)
Po powrocie do Polski już nie mogłam przeżyć żadnej zimy bez takiego grzańca, który ożywiał wspomnienia i cudooownie grzał! Kiedys skusiłam się na kupno gotowego koncentratu do gløgga, ale po przeczytaniu składu… no sami wiecie.
Gløgga można przygotować "na bieżąco", ale można też zrobić wcześniej "zaprawę" (koncentrat), dzięki której samo przygotowanie grzańca potrwa tylko tyle, ile podgrzanie składników. Zaprawa do gløgga będzie idealny jadalnym prezentem na Gwiazdkę w komplecie z butelką dobrego, czerwonego wina. To taki prezent, który obdarowany od razu z chęcią dzieli się z darczyńcą!
Gløgg - norweski grzaniec z bakaliami
300ml zaprawy do gløgga (niżej receptura)
750ml czerwonego, wytrawnego wina
200ml czystej wódki
200g rodzynek
200g łuskanych migdałów
Zagotuj w garnku zaprawę do gløgga z rodzynkami i migdałami. Gotuj bakalie w zaprawie ok 5 minut, potem dodaj wino, wódkę i podgrzej całość nie doprowadzając do wrzenia. Podawaj gløgga z łyżeczkami do wyjadania bakalii. Cudo!
Gløgg - wersja bezalkoholowa
300ml zaprawy do gløgga (niżej receptura)
zaparzonej herbaty lub soku jabłkowego
200g rodzynek
200g łuskanych migdałów
Zagotuj w garnku wszystkie składniki z bakaliami i gotuj ok 5 minut. Podawaj z łyżeczkami do wyjadania bakalii :)
Zaprawa (koncentrat) do gløgga - najlepiej od razu zrób z podwójnej porcji!
250ml dobrego soku jabłkowego
250ml dobrego soku z czarnej porzeczki
100ml soku wyciśniętego z cytryny
250g brązowego cukru trzcinowego demerara
3-4 laski cynamonu
3 łyżki goździków
1 łyżka rozgniecionych ziaren kardamonu
Wszystkie składniki zagotuj w wysokim garnku, zmniejsz płomień i gotuj na maleńkim ogniu ok 45minut (dłużej jeśli robisz z podwójnej porcji). Odstaw zaprawę do wystudzenia, a potem przecedź, ponownie zagotuj i przelewaj do czystych, wyparzonych słoików lub butelek. Od razu zakręcaj. Zaprawa nie wymaga pasteryzowania i można ją przechowywać kilka miesięcy. Zazwyczaj czterokrotnie zwiększam proporcje i od razu przygotowuję kilka butelek, bo to świetne jadalne prezenty. Nieźle sprawdzają się butelki z metalowymi nakrętkami z "pykającym wieczkiem" po napojach. No mam nadzieję, że wiecie o jakie mi chodzi, ale słoiki też są super!
o kurczaki... ileż ja bym dała za taki kubek z taka zawartością! tu i teraz... ehhh... miłego wieczoru!
OdpowiedzUsuńTe zdjęcia są cudowne!!!!! , a wspomnienia piękne. Całe szczęście, że mam glogową zaprawę. Dla mnie to też niezbędny element mroźnej zimy.
OdpowiedzUsuńha! no przecież to Twoja Wielka Skandynawska Miłośc Lo :)) Całus w mroźny dzień :)
UsuńGrzane wino do tej pory zawsze było takie tradycyjne, z pomarańczami i cytrynami, ale te bakalie brzmią tak genialnie, że chyba wypróbuję :) U mnie minus piętnaście. :(
OdpowiedzUsuńLato nas nie rozpieszcza, więc wykorzystałam moment i otworzyłam zaprawę.
OdpowiedzUsuńNigdy i nigdzie nie piłam lepszego grzanego wina:) efekt wart zachodu - nawet najlepsze gotowce się nie umywają.
fantastycznie! no glog w czerwcu też świetnie rozgrzewa, gdy trzeba :) bardzo się cieszę i zapraszam częściej
UsuńUwielbiam Panią, za to tworzenie magicznego nastroju ...
OdpowiedzUsuńJak dużo po zagotowaniu zostaje zaprawy bo zastanawiam się czy to będzie starczało na 2 gloogi
OdpowiedzUsuńna 2 gloogi z pewnością wystarczy, będzie tego ok 700ml :)
Usuńjaką konsystencję ma mieć zaprawa po gotowaniu. czy ma się mocno zredukować?
OdpowiedzUsuńzaprawa jest płynna, nie jest to gęsty syrop, redukowanie pozwala na koncentrację smaku i po prostu nie rozrzedzanie nadmierne alkoholu :)
UsuńFantastyczne wspomnienia i pięknie opowiedziane :) Jakiej firmy soków Pani używa do przygotowania glogga?
OdpowiedzUsuńod kilku lat wyłącznie soki TESO z rodzinnej tłoczni soków pod Kokaninem (Wielkopolska) :)
UsuńZrobiłam :) Wyszedł wspaniały. Piliśmy podczas Świąt. Dziękuję bardzo za przepis i odpowiedź. Życzę samych sukcesów w Nowym Roku!
Usuńsmakowicie brzmi :)
OdpowiedzUsuńproszę o info ile ma być tej zaparzonej herbaty?