coś więcej

Baked Alaska - obłędny deser lodowy

Moje dzieci należą do plemienia Lodożerców, Lody mogą jeść w każdych okolicznościach przyrody i niepotrzebna im do tego żadna okazja. O ile najstarszego syna rozumiem - w końcu zaczął rodzić się w lodziarni, tak jego młodsze rodzeństwo na lodowych smakoszy to już sama wychowałam. Na początek września, a jednocześnie początek roku szkolnego przygotowałam dla nich prawdziwą lodową rozkosz Baked Alaska - obłędny deser lodowy otulony włoską bezą.

Jest taki utwór Stacey Kent, którego słucham często w leniwe niedzielne poranki "Jardin d'Hiver" (zimowy ogród), koi mnie w nim wszystko - szuranie perkusji, jej łagodny głos i tęskny tekst piosenki. Ale dziś zaczarowało mnie wykonanie Henri Salvadora, posłuchajcie...


Mam ogromny sentyment do lodów wytwarzanych w niewielkich lodziarniach, chociaż osobiście wielkim lodożercą nie jestem. Od kiedy mieszkamy na wsi poza Warszawą, mam coraz mniej okazji, by zabierać dzieci do takich kameralnych miejsc. Pamiętam pierwsze lody w życiu, które rzuciły mnie na kolana. W latach 80tych mama zabierała mnie na ul. Rutkowskiego (dziś Chmielna) do jedynych wówczas butików w mieście i tam w pierwszej bramie za sklepem rybnym była malutka lodziarnia z najlepszymi lodami świata. Potem dorosłam i sama wydeptywałam swoje lodowe ścieżki. Na początku lat 90-tych najfajniejsze randki były w Zielonej Budce na Puławskiej i lodziarni Calypso na Chłodnej, a na "randkach wypadowych" słynne Lody Joanna w jednej z bocznych uliczek w Kazimierzu Dolnym. Pewnie nic nie zdoła dorównać wielkim lodom we Włoszech czy Dubrowniku, ale na naszym lodowym rynku jest już sporo takich, którymi możemy się pochwalić.

W swojej pierwszej ciąży miałam ogromny, niepohamowany apetyt na lody. Pewnego dnia wybraliśmy się z mężem na czerwcowy targ, a w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w ulubionej lodziarni na Chłodnej, którą często odwiedzaliśmy w "randkowych" czasach. Prawie skończyłam 3 gałkową piramidkę lodów, gdy... nasz pierwszy syn gwałtownie dał znać, że to najlepsza chwila by przyjść na świat. Czym prędzej popędziliśmy do pobliskiego szpitala. Takie to były początki na świecie naszego największego lodowego łasucha w domu.

Czasem w domu próbuję sama kręcić lody. Najczęściej są to Frojo, czyli lody jogurtowe, które wymagają minimum czasu, a jedynie świeżych owoców, dobrego jogurtu i schłodzonej odpowiednio wcześniej maszynki do lodów. Jednak przy apetycie moich dzieci na różne smaki zazwyczaj się poddaję i kupuję lody gotowe. Jako, że pamiętam jeszcze jak firma Grycan rozwijała się na Puławskiej w początkach lat 90-tych, do dziś mam do ich lodów wielką słabość. Ostatnio dotarła do mnie pyszna i bardzo zimna przesyłka od producenta lodów Grycan i szalejemy w domu z deserami lodowymi. Dzieciaki nie mogą się nigdy zdecydować które smaki wybrać, ja zaś mam zawsze jeden wybór - na dnie wafelka obowiązkowo mój ukochany sorbet z czarnej porzeczki, potem... sorbet z czarnej porzeczki i na górze dla odmiany sorbet z mango lub ostatnio odkryte lody kokosowe.


Lody w domu to jedno, a zwyczaje "wypadów lodowych" to zupełnie inna bajka. Najfajniejszą tradycję lodową mamy w pierwszy i ostatni dzień szkoły. Dzieciaki odświętnie ubrane, tuż po zakończeniu uroczystości szkolnych zbierają się na szkolnym podwórzu i wszystkie na raz chcą na lody! Pakuję po kokardkę swoje auto i jeszcze dwóch zaprzyjaźnionych mam i zabieramy dzieci na kino i lody. Każdy zamawia wielki pucharek lodów z dodatkami, a zastanawiam się kiedy pękną w szwach. Potem prowadzimy dzieciaki na seans, a same delektujemy się pyszną latte i ... kolejnym pucharkiem lodów, które można już zjeść w spokoju. 

Tym razem na 1 września, który akurat przypada w niedzielę przygotowałam dla dzieci obłędny deser lodowy - Baked Alaska. Wybrałam do niego dwa smaki lodów z przesyłki od Grycan-a: ultra czekoladowe (pełne dużych kawałków czekolady) i delikatny sorbet cytrynowy dla przełamania słodyczy bezy, w którą ubrany jest ten deser.


Baked Alaska 

(pieczona Alaska) to deser lodowy, który jest idealny na wyjątkowe okazje i to nie tylko te obchodzone w słoneczne miesiące. Będzie wyśmienitym zwieńczeniem stołu świątecznego na Boże Narodzenie (szczególnie jeśli połączycie lody pomarańczowe i piernikowe), albo rozkosznym deserem na Waldntynki (może tym razem lody różane i chałwowe?). Wybierzcie do niego ulubione smaki lodów (u mnie następnym razem będzie to oczywiście czarna porzeczka!), przygotujcie spód z ciasta biszkoptowego lub makaronikowego i ubierzcie całość w piękną suknię z włoskiej bezy. Potem opalcie ją palnikiem do creme brulee i czekajcie na jęki zachwytu...


Moja następna Baked Alaska będzie wyłącznie sorbetowa, jednak temperatury spożycia lodów czekoladowych i sorbetów są ciut inne. Świetnie komponują się:
- czekolada + wanilia lub lody śmietankowe
- zestawienie lodów sorbetowych

Do przygotowania deseru możecie wykorzystać dowolny spód z ciasta, który najbardziej lubicie. U mnie była to czekoladowa beza makaronikowa. Wykonanie włoskiej bezy wieńczącej całość nie jest skomplikowane, chociaż wymaga odrobiny cierpliwości. To właśnie z włoskiej bezy robione  "ciepłe lody", pamiętacie jeszcze ten smak? Opalanie bezy palnikiem to też miła czynność i od razu przywołuje zapach stoiska do "waty cukrowej", ech wspomnienia...

Do przygotowania deseru Baked Alaska będzie potrzebna spora, najlepiej wysoka i wąska miska (odpowiednia pojemnością do ilości lodów). Ok 1kg - 1,5kg lodów (u mnie 1 kg lodów czekoladowych i 500g sorbetu cytrynowego Grycan), spód z ciasta i porcja włoskiej bezy.

przygotowanie lodów
Miskę wyłóż folią spożywczą, a następnie przełóż do niej wybrany smak lodów. Możesz zrobić własne lody o wybranym smaku lub tak jak ja użyć gotowych, które najbardziej lubisz. Jeśli chcesz użyć kilku smaków, układaj je po wcześniejszym schłodzeniu w zamrażarce warstwy, która już jest w misce.  Całość przykryj folią spożywczą i wstaw do zamrażarki.

czekoladowy spód makaronikowy
35g cukru pudru
35g mielonych migdałów blanszowanych
10g kakao
białka z 2 jajek (ok 60g)
25g cukru

Wymieszaj razem cukier puder, mielne migdały i kakao.
Białka ubij na sztywno, pod koniec dodając po łyżce cukier - powstanie błyszcząca piana. Wmieszaj do niej delikatnie sypkie migdały z cukrem i kakao. Przełóż całość do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia (wielkości mniej więcej góry miski, w której będzie przygotowywany deser). Piecz ok 10-15 min w rozgrzanym do 200°C. Wyjmij i odstaw do przestudzenia, a następnie zdejmij papier z upieczonego spodu i wytnij z niego krążek odpowiadający misce, w której mrożą się lody

beza włoska
180g białego cukru
100g wody
3 spore białka
łyżeczka soku z cytryny

Do rondla wlej wodę i wsyp cukier. Zagotuj i pozostaw na niewielkim ogniu, aż syrop zacznie gęstnieć, ale jeszcze nie zmieni koloru (trwa to ok 10 minut). W międzyczasie ubij na sztywno białka z sokiem z cytryny. Zmniejszy obroty miksera do minimalnych i po kropli wlewaj do zezy syrop cukrowy. Gdy już cały wlejesz, miksuj jeszcze chwilę, aż beza stanie się sztywna i lśniąca.

FORMOWANIE Pieczonej Alaski
Na paterze lub talerzu, na którym podawać będziesz deser wyłóż krążek z ciasta makaronikowego.
Ogrzej dłońmi boki miski z lodami i pociągając za folię, wyjmij lody z miski. Od razu ułóż je na spodzie z ciasta. Używając szpatułki do kremów obkładaj lody bezą włoską formując fantazyjne boki i pozostawiając sporo nierówności. Gdy całość jest już gotowa, zrumień bezę palnikiem do creme brulee. Im więcej nierówności i wzorów pozostawisz na bezie, tym piękniejsze kolory nabierze deser przy opalaniu.
Podawaj po kilku minutach, kdy lody wewnątrz deseru nabiorą odpowiedniej do krojenia temperatury.
UWAGA - ten deser cudownie nadaje się do mrożenia, zatem możesz go przygotować nawet dzień wcześniej i wyjąć ok 20 minut przed podaniem. 

2 komentarze:

Dziękuję za pozostawiony komentarz i zapraszam częściej :)
ze względu na ogromną ilość spamu z robotów, zmuszona byłam wprowadzić weryfikację obrazkową i logowanie. Przepraszam za utrudnienia...
(uwaga - jeśli komentarz zawierał aktywny link, nie będzie publikowany)