Zielnik, poradnik survivalowy i książka kulinarna w jednym. Pozycja, na którą czekałam niemal osiem miesięcy, czyli od dnia kiedy na warsztatach dzikiego gotowania poznałam jej autora, Łukasza Łuczaja, biologa, etnobotanika, ekologa i profesora Uniwersytetu Rzeszowskiego - "Dzika Kuchnia" Łukasza Łuczaja. Przeczytajcie moją recenzję i ... wygrajcie w konkursie egzemplarz książki z autografem !
A dziś od rana słucham sobie Cincottiego, piszę o dzikiej książce i tak mi radośnie. W ogrodzie znów ptasi koncert, koniecznie złapcie dziś od rana trochę dobrej energii! Posłuchajcie Petera Cincottiego "Some Kind of Wonderful"...
Dawno, dawno temu (...) zrywałem sobie w parku (...) czosnek niedźwiedzi (...), jak jakiś Rosjanin lub Czeczen, aż tu podeszła do mnie staruszka. Machnęła laską i powiedziała:
- Panie, nie jedz tego, toż to dzikie!
O Łukaszu Łuczaju pierwszy raz usłyszałam dobrych kilka lat temu od jednego z uczestników dzikiego, leśno-łąkowego gotowania. Opowiadał mi o szałasie, spaniu w śpiworach, jedzeniu zielska i trujących grzybów, które pod okiem fachowca stawały się bezpieczne. Wiedziałam, że pewnego dnia i ja wyruszę na wyprawę do Łuczaja. Jako osiadły mieszczuch, mimo swojej kilkuletniej wiejskiej przygody w mojej własnej wiejskiej Zaczarowanej Dolinie, czułam się uboga w dziką wiedzę. Bardzo chciałam powrócić do pierwotnych smaków, które jak przez mgłę pamiętałam z dzieciństwa - ślazowe "chlebki świętojańskie" zjadane na łące, zupa z pokrzyw i szczawiu, którą gotowałam pod starą jabłonią w babcinym ogrodzie, kisiel z łąkowych kwiatów, czy wyprawy na szczaw rosnący na pobliskich łąkach. Wprawdzie pochodzę z niedużej mazowieckiej miejscowości, gdzie wszystkim chyba było bliżej łąki, lasu i rzeki niż wieżowców, asfaltowych trzypasmówek, czy hałasu tramwajów, jednak gdy zbierałam szczaw z ojcem, dzikie jagody albo kwiaty lipy z babcią, czułam wzrok tych bardziej "miejskich" osobników i swoistą pogardę - "biedaki?". A ja tak dobrze czułam się z koszykami, czy siatkami roślin, które babcia suszyła, zaklinała w zupy, desery, czy weki na zimę.
Jakiś czas temu mój prawie nastolatek odbył całodniową "survivalową" wycieczkę do lasu z przewodnikiem. Wrócił rozpromieniony i zachwycony nowymi umiejętnościami - jak zrywać pokrzywę, żeby nie parzyła, jakie rośliny jeść w lesie i co z tym rozpalaniem ognia bez zapałki. Widać nie tylko mnie jako dziecko fascynował świat natury. Ale potem jakoś za szybko dorastamy, zamiast do ogrodu, czy na łąkę idziemy po jedzenie do marketu albo warzywniaka. W tej pogoni za łatwym życiem cudownie jest wrócić do korzeni, korzonków, kwiatów, kłączy, nasion i liści ze świata natury.
Tak sobie myślę, że na warsztaty do Łuczaja do warto pojechać nie raz, ale co najmniej w każdej porze roku. Za tym drugim, za trzecim razem wiedza się utrwala, oczy naturalnie więcej dostrzegają. W ogrodzie już nie pielę wyki, zjadam jej liście i kwiaty w sałatkach, czekam na czas, gdy będę mogła sama zebrać nasiona.
Książka Łukasza Łuczaja "Dzika Kuchnia", która właśnie ukazała się nakładem Naszej Księgarni to absolutnie obowiązkowa pozycja w kuchni każdego, kto lubi odkrywać i poszukiwać. Owszem mam poprzednie książki Łukasza, ale dopiero ta przepięknie wydana wersja, w której znajduje się niemal 80 roślin jadalnych z łąki, ogrodu i lasu naprawdę mnie zachwyciła.
Książka bardzo dokładnie opisuje każdą z omawianych roślin - przytacza jej nazwy ludowe oraz łacińskie, omawia wszystkie jadalne części rośliny, opisuje tradycyjne użytkowanie, substancje czynne i właściwości farmakologiczne, sprzedaje wiele ciekawostek i podaje minimum dwa przepisy na kulinarne wykorzystanie roślin. Co bardzo ważne, w książce zawarte są też bezcenne informacje (wraz ze zdjęciami) dotyczące trucicieli, z którymi nie wolno nam pomylić omawianych jadalnych gatunków.
Książkę uzupełniają wybrane felietony Łukasza Łuczaja, opowieści, które wcześniej zawarł w swojej książce "W dziką stronę". To dzięki nim "Dzika kuchnia" tak pełna jest łuczajowego ducha i staje się opowieścią bardzo osobistą, niemal dialogiem, który prowadzi z czytelnikiem.
Książka jest bardzo starannie wydana, w pięknej twardej oprawie bardzo przyjemnej w dotyku, układ graficzny jest przejrzysty i spójny. Trochę przypomina zielnik, gdyż zawiera ryciny, jest też bardzo dużo zdjęć roślin i potraw. Co ciekawe, autorką wszystkich zdjęć potraw jest Klaudyna Hebda z Ziołowego Zakątka, z którą to miałam okazję być na wspomnianych wcześniej jesiennych warsztatach dzikiego gotowania w Chacie Łuczaja.
Rzadko trafia mi się książka w kuchni, z którą mam ochotę "jechać w las". Ta wylądowała w grzybowym koszu i była nieoceniona, przy wyborze roślin na dziką zupę. Koniecznie kupcie ją jeszcze przed wyjazdami wakacyjnymi, gdzie będziecie mieli nieco więcej okazji do kontaktu z dzikim i naturalnym jedzeniem. Oczywiście, że od razu chce mi się jej wersji e-bookowej, a już najlepiej aplikacji na smartfony, z którymi łatwiej buszować w lesie i na łące niż z pozycją książkową. Koniecznie książkę kupcie w prezencie komuś, kto lubi wyjazdy w plener, pikniki, czy marzy o własnej wiejskiej kuchni. Ilość możliwości kulinarnych, które książka odkrywa w niesamowitym świecie dzikich roślin jest nieograniczona. To także wyśmienita pozycja dla mistrzów kuchni, zawodowych kucharzy i ludzi, którym bliska jest kuchnia w duchu "slow" - dzięki tej wiedzy będą na podawać las na talerzu, niezwykle inspirująca i pełna prostoty jednocześnie. Wprawdzie Łukasz Łuczaj nie jest zawodowym kucharzem i przepisy są często bardzo proste, ale wiedza botaniczna, od której książka aż "kipi" szeroko, cholernie szeroko otwiera oczy na niesamowity świat natury, który nas otacza.
Idziesz przez las, wędrujesz poboczem wiejskiej drogi, czy leżysz na łące, wybierasz w gąszczu roślinę i z uśmiechem radości wołasz do niej "zjem cię!!". Bo dzikie, dzikie jest dobre. Z książką Łuczaja odczarujesz bezimienną gęstwinę i nauczysz się jak czerpać z niej codzienną inspirację, a z leśno-łąkowych wędrówek smakowitą przyjemność.
Może też dzięki tej książce częściej będziecie omijać sklepy ze zdrową żywnością, której najwięcej na łące, polu i w lesie. Może nie kupicie pasteryzowanego soku z brzozy, lecz sami zbierzecie wiosną oskołę, a zamiast pielić skrzyp polny zarobicie z jego szypułek sałatkę albo ugotujecie curry.
Dzika Kuchnia
Łukasz Łuczaj
2013r. wyd Nasza Księgarnia
cena okładkowa 64,90zł
moje marzenie - wersja e-book i aplikacja na smartfony :)
Spotkanie autorskie!
We środę 19 czerwca o 19:00 w Warszawie w lubokawiarni Solec 44 odbędzie się spotkanie autorskie z Łukaszem Łuczajem. Na spotkaniu będzie można kupić książkę w promocyjnej cenie tylko 45zł, oczywiście poprosić o autograf, a dla najwytrwalszych, hmmm... kto wie, może będzie super niespodzianka, ale o tym szaaaa :))
KONKURS - książka z autografem do wygrania
Napisz w komentarzu do tego posta dlaczego właśnie Tobie mam wysłać tę książkę - w czym może Ci ona pomóc albo komu chcesz ją podarować, skąd zainteresowanie "dzikim gotowaniem"- po prostu przekonaj mnie :)
Na zgłoszenia czekam do piątku 21 czerwca do godz 20:00.
Książkę wyślę osobie, która napisze najciekawiej. Aha, nie zapomnijcie się podpisać!
Po ogłoszeniu wyników, poproszę o dosłanie mailem adresu do wysyłki książki.
...
wpis jest efektem współpracy Naszą Księgarnią, jednak wydawca nic a nic nie gmerał w treści i jest to bardzo dobra współpraca :)
- Panie, nie jedz tego, toż to dzikie!
O Łukaszu Łuczaju pierwszy raz usłyszałam dobrych kilka lat temu od jednego z uczestników dzikiego, leśno-łąkowego gotowania. Opowiadał mi o szałasie, spaniu w śpiworach, jedzeniu zielska i trujących grzybów, które pod okiem fachowca stawały się bezpieczne. Wiedziałam, że pewnego dnia i ja wyruszę na wyprawę do Łuczaja. Jako osiadły mieszczuch, mimo swojej kilkuletniej wiejskiej przygody w mojej własnej wiejskiej Zaczarowanej Dolinie, czułam się uboga w dziką wiedzę. Bardzo chciałam powrócić do pierwotnych smaków, które jak przez mgłę pamiętałam z dzieciństwa - ślazowe "chlebki świętojańskie" zjadane na łące, zupa z pokrzyw i szczawiu, którą gotowałam pod starą jabłonią w babcinym ogrodzie, kisiel z łąkowych kwiatów, czy wyprawy na szczaw rosnący na pobliskich łąkach. Wprawdzie pochodzę z niedużej mazowieckiej miejscowości, gdzie wszystkim chyba było bliżej łąki, lasu i rzeki niż wieżowców, asfaltowych trzypasmówek, czy hałasu tramwajów, jednak gdy zbierałam szczaw z ojcem, dzikie jagody albo kwiaty lipy z babcią, czułam wzrok tych bardziej "miejskich" osobników i swoistą pogardę - "biedaki?". A ja tak dobrze czułam się z koszykami, czy siatkami roślin, które babcia suszyła, zaklinała w zupy, desery, czy weki na zimę.
Jakiś czas temu mój prawie nastolatek odbył całodniową "survivalową" wycieczkę do lasu z przewodnikiem. Wrócił rozpromieniony i zachwycony nowymi umiejętnościami - jak zrywać pokrzywę, żeby nie parzyła, jakie rośliny jeść w lesie i co z tym rozpalaniem ognia bez zapałki. Widać nie tylko mnie jako dziecko fascynował świat natury. Ale potem jakoś za szybko dorastamy, zamiast do ogrodu, czy na łąkę idziemy po jedzenie do marketu albo warzywniaka. W tej pogoni za łatwym życiem cudownie jest wrócić do korzeni, korzonków, kwiatów, kłączy, nasion i liści ze świata natury.
Tak sobie myślę, że na warsztaty do Łuczaja do warto pojechać nie raz, ale co najmniej w każdej porze roku. Za tym drugim, za trzecim razem wiedza się utrwala, oczy naturalnie więcej dostrzegają. W ogrodzie już nie pielę wyki, zjadam jej liście i kwiaty w sałatkach, czekam na czas, gdy będę mogła sama zebrać nasiona.
Książka Łukasza Łuczaja "Dzika Kuchnia", która właśnie ukazała się nakładem Naszej Księgarni to absolutnie obowiązkowa pozycja w kuchni każdego, kto lubi odkrywać i poszukiwać. Owszem mam poprzednie książki Łukasza, ale dopiero ta przepięknie wydana wersja, w której znajduje się niemal 80 roślin jadalnych z łąki, ogrodu i lasu naprawdę mnie zachwyciła.
Książka bardzo dokładnie opisuje każdą z omawianych roślin - przytacza jej nazwy ludowe oraz łacińskie, omawia wszystkie jadalne części rośliny, opisuje tradycyjne użytkowanie, substancje czynne i właściwości farmakologiczne, sprzedaje wiele ciekawostek i podaje minimum dwa przepisy na kulinarne wykorzystanie roślin. Co bardzo ważne, w książce zawarte są też bezcenne informacje (wraz ze zdjęciami) dotyczące trucicieli, z którymi nie wolno nam pomylić omawianych jadalnych gatunków.
Książkę uzupełniają wybrane felietony Łukasza Łuczaja, opowieści, które wcześniej zawarł w swojej książce "W dziką stronę". To dzięki nim "Dzika kuchnia" tak pełna jest łuczajowego ducha i staje się opowieścią bardzo osobistą, niemal dialogiem, który prowadzi z czytelnikiem.
Książka jest bardzo starannie wydana, w pięknej twardej oprawie bardzo przyjemnej w dotyku, układ graficzny jest przejrzysty i spójny. Trochę przypomina zielnik, gdyż zawiera ryciny, jest też bardzo dużo zdjęć roślin i potraw. Co ciekawe, autorką wszystkich zdjęć potraw jest Klaudyna Hebda z Ziołowego Zakątka, z którą to miałam okazję być na wspomnianych wcześniej jesiennych warsztatach dzikiego gotowania w Chacie Łuczaja.
Rzadko trafia mi się książka w kuchni, z którą mam ochotę "jechać w las". Ta wylądowała w grzybowym koszu i była nieoceniona, przy wyborze roślin na dziką zupę. Koniecznie kupcie ją jeszcze przed wyjazdami wakacyjnymi, gdzie będziecie mieli nieco więcej okazji do kontaktu z dzikim i naturalnym jedzeniem. Oczywiście, że od razu chce mi się jej wersji e-bookowej, a już najlepiej aplikacji na smartfony, z którymi łatwiej buszować w lesie i na łące niż z pozycją książkową. Koniecznie książkę kupcie w prezencie komuś, kto lubi wyjazdy w plener, pikniki, czy marzy o własnej wiejskiej kuchni. Ilość możliwości kulinarnych, które książka odkrywa w niesamowitym świecie dzikich roślin jest nieograniczona. To także wyśmienita pozycja dla mistrzów kuchni, zawodowych kucharzy i ludzi, którym bliska jest kuchnia w duchu "slow" - dzięki tej wiedzy będą na podawać las na talerzu, niezwykle inspirująca i pełna prostoty jednocześnie. Wprawdzie Łukasz Łuczaj nie jest zawodowym kucharzem i przepisy są często bardzo proste, ale wiedza botaniczna, od której książka aż "kipi" szeroko, cholernie szeroko otwiera oczy na niesamowity świat natury, który nas otacza.
Idziesz przez las, wędrujesz poboczem wiejskiej drogi, czy leżysz na łące, wybierasz w gąszczu roślinę i z uśmiechem radości wołasz do niej "zjem cię!!". Bo dzikie, dzikie jest dobre. Z książką Łuczaja odczarujesz bezimienną gęstwinę i nauczysz się jak czerpać z niej codzienną inspirację, a z leśno-łąkowych wędrówek smakowitą przyjemność.
Może też dzięki tej książce częściej będziecie omijać sklepy ze zdrową żywnością, której najwięcej na łące, polu i w lesie. Może nie kupicie pasteryzowanego soku z brzozy, lecz sami zbierzecie wiosną oskołę, a zamiast pielić skrzyp polny zarobicie z jego szypułek sałatkę albo ugotujecie curry.
Dzika Kuchnia
Łukasz Łuczaj
2013r. wyd Nasza Księgarnia
cena okładkowa 64,90zł
moje marzenie - wersja e-book i aplikacja na smartfony :)
Spotkanie autorskie!
We środę 19 czerwca o 19:00 w Warszawie w lubokawiarni Solec 44 odbędzie się spotkanie autorskie z Łukaszem Łuczajem. Na spotkaniu będzie można kupić książkę w promocyjnej cenie tylko 45zł, oczywiście poprosić o autograf, a dla najwytrwalszych, hmmm... kto wie, może będzie super niespodzianka, ale o tym szaaaa :))
KONKURS - książka z autografem do wygrania
Napisz w komentarzu do tego posta dlaczego właśnie Tobie mam wysłać tę książkę - w czym może Ci ona pomóc albo komu chcesz ją podarować, skąd zainteresowanie "dzikim gotowaniem"- po prostu przekonaj mnie :)
Na zgłoszenia czekam do piątku 21 czerwca do godz 20:00.
Książkę wyślę osobie, która napisze najciekawiej. Aha, nie zapomnijcie się podpisać!
Po ogłoszeniu wyników, poproszę o dosłanie mailem adresu do wysyłki książki.
...
wpis jest efektem współpracy Naszą Księgarnią, jednak wydawca nic a nic nie gmerał w treści i jest to bardzo dobra współpraca :)
Zabiegi kulinarne Łukasza Łuczaja obserwowałam w tv, słuchałam też reportażu w radio, którego był bohaterem. Zafascynowały mnie jego działania bo jego pasja jest bardzo nietypowa i łaczy dwie sprawy, które pasjonują i mnie : kuchnię i przyrodę. Lubię patrzeć w trawy, gapić się na zielone kłębowsiko lasu i wiedzieć co tam rośnie i żyje. Książka Łukasza Łuczaja pozwoliła by mi na wzbogacenie wiedzy przyrodniczej i kulinarnej.
OdpowiedzUsuńJestem zwolenniczka kuchni naturalnej, gotuję z produktów lokalnych i sezonowych więc z Panem Łukaszem mi bardzo po drodze.
Nie wiem co moja rodzina powie na zupę z pokrzyw czy barszcz z barszczu ale ja jestem bardzo ciekawa takich smaków. Chcę spróbować egzotycznych potraw przygotowanych z tego co rośnie za moim oknem i o czym nie wiem, że nadaje się do jedzenia :)
Patrycja Turek :)
mieszkanka X-pietra, która chce wrócić do korzeni ;) to jak (kkd)
OdpowiedzUsuńOglądałam programy Pana Łukasza w Kuchni+. Najpierw bardzo pobieżnie, ot taki niezwykły śmieszny ludek, biegający po krzaczorach i wcinający korzonki. Z odcinka na odcinek coraz bardziej mnie fascynowała ogromna wiedza i łatwość przekazu Łukasza Łuczaja. Bardzo chciałabym otrzymacć tą książkę i zagłębić się w lekturze. Obiecuję wypróbowywać te przepisy !!! :D
OdpowiedzUsuńJestem studentem Gastronomii - Sztuki kulinarnej na Wydziale Nauki o Żywności w Olsztynie. Pamiętam pierwsze spotkanie z Łukaszem Łuczajem, gdy zobaczyłem jego program na antenie Kuchnia+. Zafascynowanie to chyba najlepsze określenie emocji, które wtedy czułem. Przekopałem cały internet w poszukiwaniu informacji o tym człowieku. Potem poprosiłem rodziców, żeby na święta Bożego Narodzenia zrobili mi prezent właśnie w postaci jego książek. Czekałem następne kilka miesięcy w niecierpliwości na pierwsze oznaki wiosny. Potem wyprowadziłem się w bardzo dziewicze tereny Mazur. Szlajałem się godzinami z koszykiem w dłoni i zestawem jego książek pod pachą. Nieliczni turyści pukali się w głowę,widząc tak młodego człowieka zapuszczającego się w lasy i łąki. Klucząc, próbowałem praktycznie wszystkiego, co rusz zabierając pewne okazy do domu. Rodzina w tamtym okresie miała ze mną naprawdę przechlapane, gdy musieli testować zupę ze stokrotek, makaron z mąką brzozową czy jajecznicę z podgarycznikiem. Wytrzymywali moje przekąski ze ślimaków i koników polnych. Wiedza jaką zdobyłem w tamtym czasie była niesamowita. Inspiracje jakimi porwał mnie Łukasz nietypowe i zaskakujące. Wewnętrznie bardzo mocno utożsamiam się z hasłem: "pro nature", które przyświeca mi do tej pory. Staram się tak kierować swoją karierę aby promować właśnie tego typu zachowania. Jeżeli stawiasz na rozwój Polskiej Gastronomii w szerokim tego słowa znaczeniu, powinnaś wybrać mnie. Może za kilka lat Polacy zaczną sadzić w swoich ogródkach kurdybanek, dzięgiel albo wrotycz. Przynajmniej ja będę dążył aby tak właśnie było. Kolejnym motywem jest fakt, że jako biednego studenta średnio stać na wydatek takiej książki, a wiedza jaką mógłbym z niej uzyskać musi być przeogromna ! Mateusz Suchecki.
OdpowiedzUsuńMateuszu - tu coć co powinno Cię zainteresować, a mianowicie rozstrzygnięcie konkursu, ale wiesz, tam taki mały warunek tudzież "deal" jest na końcu :) http://www.chillibite.pl/2013/06/dzika-kuchnia-rozstrzygniecie-konkursu.html
UsuńUwielbiam takie dzikie gotowanie. Wprawdzie jestem warszawianką, ale przez wiele lat wszystkie wakacje spędzałam na wsi. Teraz mamy tam działkę a ja bardzo chętnie sięgam do natury i podskubuję to, co jest jadalne. Próbowałam już różnych kwiatów i pokrzyw, czy lebiody. Czeremszę wcinam od dobrych kilku lat. Moja mama stara się sadzić w ogrodzie rośliny, które kiedyś były w Polsce popularne a teraz zostały nieco zapomniane. Mamy jadalne derenie, świdośliwę, nieszpułkę, dziko rośnie topinambur i szparagi. Z wycieczki do lasu wracam z koszykiem szczawiu zajęczego i innych cudów. Chętnie poznałabym nowe skarby lasu i tak jak Ty wybrała się z książką w ręku po nowe inspiracje i smaki :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaje bez bicia, że nie jadłam dzikich smakołyków tak sama z siebie i w scenerii dzikiej. ALE miałam możliwości gotowania zupy z rożnych różnistych zielonych i nie tylko zielonych roślin w ramach zajęć z botaniki edukacyjnej. Ależ to było ucztowanie! Nie przypuszczałam, ze zupa z mniszka może być tak smaczna. Studia ogrodnicze tego nie uczą niestety. Jako pracownik ogrodu botanicznego obcuje z roślinami na co dzień ale niestety rzadko przekłada się to na mój jadłospis. A czemu mi miałabyś sprezentować tę książkę? Bardzo chciałabym spacerując z dziećmi po okolicznym lesie widzieć potencjalnych kandydatów do zjedzenia na każdym kroku (nie mówię o dziku czy sarence). Już teraz widzę zapał w zbieraniu kwiatków i robieniu zielnika przez moja blond 5ciolatkę, a co by było gdybyśmy szukały składników na sałatkę? myślę, że byłaby świetna pouczająca zabawa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Mieszkam na wsi, we własnym domu, z dwójką dzieci. Ale to nie jest taka prawdziwa wieś, to raczej małe miasteczko. Warzywa i owoce kupuję w sezonie wiosenno-letnio- zimowym na targu, ale wiem, że są przywiezione z giełdy, bardzo rzadko trafia się, że mogę kupić coś co urosło tu i teraz. Mam mały ogródek, jednak ciężko coś wyhodować na tym piaseczku :) coś tam daję radę wprawdzie. W codziennym pędzie zakupy- obiad- dom- dzieci nie mam wiele czasu, udaje mi się czasem wskoczyć na rower, czy przejść na spacer nad rzekę i wtedy widzę znowu to, co jest tak bliskie memu sercu, mój dom : zieleń. Rośliny. Patrzę na nie, zrywam, czuję ich zapach, ale wciąż mi ich mało, tak niewiele o nich wiem, tak mało je znam, chciałabym wchłonąć jak najwięcej z nich w siebie. Myślę, że ta książka mogłaby być odpowiedzią na moje pragnienie.
OdpowiedzUsuńMarzę o uczestniczeniu w warsztatach u Łukasza Łuczaja od dobrych kilku lat. Fascynuje mnie nie tylko jego umiejętność znalezienia jedzenia w lesie i ogromna wiedza, ale też niezwykła łagodność, jaką emanuje w swoich programach i harmonijne zżycie z naturą, którym zaraża wszystkich, którzy się z nim zetknęli. Bardzo bym chciała poznać go osobiście i uczestniczyć w jego warsztatach, ale wciąż coś staje mi na przeszkodzie. A to praca, a to dzieci, a to choroba. Jego książka pozwoliłaby mi uszczknąć choć namiastkę wrażeń dzikiej kuchni i życiowej filozofii ŁŁ. Chciałbym też przekazać ta wiedzę dzieciom. Wędrówki po okolicznych zagajnikach poparte fachową literaturą staną się cudowną lekcją życia i dla mnie i dla nich.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że zastanawiałam się nad tą książką od bardzo dawna przez wpisy Klaudyny :) I teraz już nie mam żadnych wątpliwości, zamawiam! :)
OdpowiedzUsuńI to jest świetna decyzja Marta, na spotkaniu prasowym było sporo ponad 100 osób. Książki rozeszły się "na pniu", a były aż -30% tańsze. Sporo osób kupowało po kilka egzemplarzy na prezenty. I było wielu uczestników Łuczajowych warsztatów :)
UsuńMiałam sen.
OdpowiedzUsuńTrwa wojna. Budynki zniszczone. Ludzie chowają się w ocalałych piwnicach. Mam w ręku wielki stary klucz. Otwieram nim drzwi do jakiejś ocalałej piwnicy. Teraz to jest mój dom. Ktoś do mnie przychodzi. Mówi, że zamykają banki, że nie wypłacają pieniędzy. Bez środków do życia. W mieście czuję się jak w potrzasku. Budzę się zlana potem. To znak: czas nauczyś się polować i rozpoznawać rośliny. Żeby przetrwać.
Pozdrawiam:) Aleksandra Barańska.
Nie napisałam powyżej, więc żeby nie było problemów z weryfikacją, zawczasu podaję namiar na mnie:
Usuńaleksandra.szuwar(at)wp.pl
:)
Bo kocham survivale i dzikie życie;-)
OdpowiedzUsuńBo jadłam ślazowe chlebki w dzieciństwie;-)
A potem przeniosłam się do warzywniaka;-(
Bo chcę założyć plecak i... wrócić do korzonków.
No i chcę mieć tę książkę;-)
Pozdrowienia ślę.
Ja napiszę krótko, myślę, że ponieważ sie trochę takiej dzikiej kuchni boję bo jej nie znam, nie rozumiem, nie znam się na botanice to ta ksiażka bardzo by mi pomogła... mam 2 małych dzieci, którym chciałabym gotować, zgodnie z naturą. Ja bardzo chcę tę książkę, wiem, że gdy się z nią zapoznam to zmieni się moje podejście do jedzenia i może też moje życie w jakiś sposób.
OdpowiedzUsuńOd małego lubiłam podjadać koniczynę i szczaw. Niestety nie za bardzo znam rośliny żyjące wokół mnie. Bardzo bym chciała nauczyć się więcej o jadalnych dzikich roślinach, niestety nie stać mnie na udział w warsztatach Łuczaja. Książka o dzikim gotowaniu, to wspaniałe rozwiązanie. Spacery z książką pod pachą, na pewno byłyby wspaniałą przygodą, a jeszcze większą gotowanie znalezionych darów natury.
OdpowiedzUsuńW dobie, kiedy pensja nie starcza do przeżycia, a politycy polecają rwanie szczawiu, "Dzika Kuchnia" stanie się pozycją obowiązkową dla obywateli RP.
Pozdrawiam
Monika P.
mak.kad@gazeta.pl
Dlaczego chciałbym mieć książkę Łukasza w domowej biblioteczce?
OdpowiedzUsuńBo mam małego synka, który dopiero odkrywa świat. Chciałbym, w obecnych plastikowych czasach, wirtualnych rozrywek i szybkiego jedzenia, podzielić się z nim moim fascynacjami i pasjami. Chciałbym aby cenił tradycyjne piękne książki. Aby potrafił czerpać frajdę z wyrwania się z miasta i spacerów i zabaw w lesie czy na łące. Chciałbym aby odkrywał bogactwo dzikiej przyrody i nauczył się mądrze z niej korzystać. Chciałbym również aby był otwarty na tradycję, mądrość i doświadczenie poprzednich pokoleń. I chciałbym również abyśmy razem przeżywali kulinarne przygody podczas wspólnego rodzinnego kucharzenia. Wszystko to kryje się w książce Łukasza Łuczaja. Moja już w tym głowa aby mądrze wykorzystać ten gotowy "scenariusz przygody" dla taty i syna :-)
Pozdrawiam
Michał Z.
mz.regent@interia.pl
Cześć,
OdpowiedzUsuńznów kolejna afera związana z jedzeniem w naszym kraju. Rodzice niektórych dzieci z klasy mojego syna mają pretensje o ciasto upieczone na Dzień Dziecka bo "później dzieci chcą ciasta w domu". Naprawdę! Ja na przekór temu chciałabym wiedzieć jak być blisko przyrody, jeść to co dobre, nie przetworzone (lub mało przetworzone). Dowiedzieć się, które z "chwastów" z ogródka krzywdzę chwastami je zwiąc:))).
Na razie robię "miodek majowy" z mniszka, wykorzystuje kwiaty i owoce dzikiego bzu, wykopuję topinambur. Ale chciałabym wiedzieć więcej.
pozdrawiam
Kasia
dobre Kasia, dooobre! Ja rodziców z klas moich dzieciaków też o palpitację przyprawiam czasem, jak "się nagotuję" żywego, prawdziwego jedzenia :))
UsuńDla Kasi: Krośniańsko -Częstochowki wiersz o Łuczaju
OdpowiedzUsuńDlaczego chcieć bym miała tę książkę Łuczaja?
Wszak na mym regale tomów cała zgraja
I w obcych językach i w ojczystej mowie,
Do psucia oczu liter całe mrowie.
Łuczaja są tam nawt dwie pozycje...
Mimo to mam Kasiu do Ciebie petycję:
Przyślij mi Kochana Łuczajową książeczkę,
Gdyż mam z mej prowincji kilometrów troszeczkę...
Gdybym do stolicy tak daleko nie miała
To bym się sama po autograf wybrała!
A Łuczaj... to Guru mego gotowania
Szczęście, że nikt do lasu chodzić nie zabrania!
Wystarczy zobaczyć, co w mych garach bulgoce:
Kwiaty, zioła i leśne owoce.
A potem nalewki, przetwory napoje...
Choć nieznanych roślin rwać nieco się boję.
Z książką z obrazkami byłaby prostsza sprawa,
a z pichceniem niekończąca zabawa!
Jeśli Cię mym rymem przekonać mi się uda,
tak oto zawołam:
LEPISTA NUDA!
Ściskam z Podlasia!
Basia
Ogromnie ciekawi mnie ta książka. Szalenie inspiruje p. Łuczaj. Chciałabym umieć doszukiwać się w otaczającym mnie świecie tego po co mogę sięgnąć. Jestem typowym mieszczuchem, któremu niestety nie było znane co znaczy samemu coś zrywać, szukać i hodować. Ale czy to ma być wystarczający powód do tego, żeby żyć tak całe życie? Zdecydowanie nie! Trzeba wziąć życie we własne ręce. Na moim balkonie pojawiły się doniczki z ziołami, pomidorkami a nawet worek z ziemniakami, bo przecież fakt nie posiadania działki nie znaczy, że muszę być pozbawiona patrzenia jak coś w ziemi rośnie. Jednym z moich marzeń jest dom i ogród. Wyobrażenie wstawania rano i zbierania wspaniałych, zdrowych warzyw i owoców, patrzenie jak budzą się do życia, jak chłoną każdy promień słońca, powietrza i wody! Mnie się marzą piesze wędrówki przed las i szukanie skarbów natury, wykopywanie darów ziemi. W końcu najpiękniejsze na tym świecie jest to co nas otacza! Powinniśmy zwolnić i pozwolić dostrzec to co piękne! Postęp wchodzący z buciorami w nasze życie bardziej je zaburza. Mieszkam teraz w bloku, gdzie z balkonu miałam piękny widok na łąkę, dopiero daleko za ulicą są następne bloki. Od dwóch lat "mieszka" pod blokiem bażant, teraz mamy już dwie pary. Od rana, czasami i o 4 rano stoi na małej górce pod oknami i krzyczy, woła i radośnie hałasuje. Był też zając i regularnie przechadzają się dwie kaczki. Najpiękniejsze jest to, że dzieci nie biegają za nimi, nie dokuczają. Wszyscy w zimę im pomagali, dawali obierki ziarna i okruchy, żeby jakoś zimę przetrwały. Takie pozycję jak książka p. Łuczaja pokazuje jak żyć w zgodzie z naturą, jak czerpać z niej to co sama nam daje, bez ingerencji człowieka, maszyn i fabryk! To musi być szalenie interesujące, chciałabym się o tym przekonać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kasia B.
plateofjoy@gmail.com
Mam całe mnóstwo "dziwnej" dzikiej roślinności na działce i wokół siebie ... Co z nią zrobić? Co z niej ugotować? Pokrzywa kusi mnie już od dawna, ale jak do tej nie odważyłam się. Pokusiłam się jedynie na "gnojówkę" do podlewania :D
OdpowiedzUsuńCzarny bez mam opanowany całkiem nieźle.
Chyba nadszedł czas na inne próby i gotowanie! Ale do tego przydałby mi się świetny przewodnik - na Łukasza Łuczaja szans brak ;) Książka byłaby cudnym zastępstwem :)
Uff, z gorącym pozdrowieniem :)
Agnieszka K-S
Jak miałam 9 lat poszłam z przyjaciółką na pierwsze w życiu wagary. Słońce prażyło niemiłosiernie, a my wygrzebałyśmy ze śmietnika porzuconą cieńką blachę i zbudowałyśmy prowizoryczny piec. Piekłyśmy na nim rajskie jabłka i polne pieczarki grubo podsypane solą. Na deser była zajęcza koniczyna. Miałam 9 lat i potrafiłam znaleźć cokolwiek do jedzenia gdziekolwiek byłam. Nauczyła mnie mama chodząc ze mną po lesie w mojej ukochanej Węgierskiej Górce. Znam tam każdy krzaczek, wiem gdzie rosną kanie i gdzie spotkam największe jagody. Potem w harcerstwie na Trzech piórach, czy Chatce Robinsona potrafiłam sobie poradzić zawsze. Kocham dziką kuchnię. To mój raj.
OdpowiedzUsuńDziś mam 30 lat.. wyobrażam sobie pożar na tej łące przez tą rozgrzaną blachę... Być jeszcze raz dzieckiem...
cudne wspomnienia, prawda? :)
UsuńJuż 22.06.
OdpowiedzUsuńKto wygrał?
No, nareszcie jest!!! Ponad rok temu skontaktowalo sie ze mna Wydawnictwo wlasnie w sprawie zdjec, niestety nie moglam sie wtedy nimi zajac... Ale z niecierpliwoscia czekalam na efekt koncowy :) Pieknie o niej piszesz (a przede wszystkim o Autorze :)). Mam nadzieje, ze uda mi sie z nia niebawem zapoznac.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ciężko jest napisać dlaczego akurat mnie ta książka się należy. Może dlatego, że nie mam w sobie tyle odwagi, żeby po prostu pójść do sklepu i kupić sobie "taką" książkę. A "taką" tzn. nie zwyczajną kulinarną, ze standardowym podziałem na ciasta, sałatki czy obiady. Nie taką, której najbardziej wyszukany składnik to wanilia. Ale taką, z której można się czegoś nowego dowiedzieć i nauczyć się robić dania z takich składników, o których do tej pory nie miało się nawet pojęcia, że "to się je"!
OdpowiedzUsuńTak, właśnie dlatego chciałabym ją mieć:)
Pozdrawiam
Marta
Marto, bardzo dziękuję za Twoją odpowiedź, ale konkurs jest już zakończony - trwał do 21 czerwca. namawiam na zakup książki. Naprawdę warto :)
Usuń