Nareszcie jest w kinach tak długo oczekiwany dokument "Warszawa 1935". Cztery długie lata mozolnej, pieczołowitej pracy potężnego zespołu, kilkukrotnie przekładana premiera, wiele miesięcy poszukiwania sponsorów i partnerów. Przedwojenna stolica na ekranie oszałamia! "Mamo, czy to na pewno Warszawa? nie rozpoznałem tego pięknego miasta...".
Jeśli przez przypadek wydaje Wam się, że nie warto iść do kina na ledwie 25 minutowy film, to bardzo ale to bardzo się mylicie. Zdobycie biletu na sobotni seans graniczyło niemal z cudem (w stolicy!). I tu ciekawostka w pierwszą premierową sobotę w WARSZAWIE (heloł, mówię o filmie "Warszawa 1935"!) przez cały dzień było 25 seansów: po 1 seansie w 6 multipleksach Cinema City, 7 seansów w Kinotece (piękny ekran startowy na stronie kina!) i aż 12 seansów w kinie Atlantic. Wielkie brawa dla ambitnych kin studyjnych za tak szerokie granie filmu - dzięki, że Wam się chciało, że uwierzyliście w "krótkometrażowy, animowany dokument". A czy w innych miastach kina studyjne grają "Warszawę" ? Grajcie, naprawdę warto!
Kiedy ostatnio byliście na jakimkolwiek filmie w kinie, który miałby wyprzedane 100% miejsc? Nie, nie na jednym, ale na wszystkich seansach dnia? Dziś staliśmy w kolejce - do kasy, do wejścia, na salę i w sznurku do wyjścia. Tłum - gimnazjaliści, licealiści, aktorzy mniej i bardziej znani, rodzina z Pragi, kilku mocno wiekowych emerytów, mnóstwo studentów. Wszyscy gorąco o filmie dyskutowali wędrując po seansie do wyjścia. Wyszukiwali smaczki, pytali o szczegóły, sprzeczali o "nie takie tramwaje" (?), upewniali, czy dobrze rozpoznali taki, czy inny fragment TAMTEJ Warszawy - miasta "ze snu".
Jeszcze w samochodzie rozgorzała dyskusja o historii Polski, Powstaniu Warszawskim i zrujnowaniu stolicy. Wyszliśmy z kina nienasyceni - czy będą kolejne części? czy rekonstrukcja ma szansę stanowić bazę do produkcji filmów z czasów przedwojennych? - kryminału w mrocznych zaułkach starej Pragi, romansu rozgrywającego się w parku Saskim, czy na Dworcu Wiedeńskim? Flirtu gdzieś w przedziale Luxtorpedy, czy filmu detektywistycznego o śródmiejskim komisarzu lepszym od Sherlocka Holmesa?
Myślę, że za kilka dni wybiorę się żeby film zobaczyć ponownie. 25 minut, to jednak za krótko, by zapamiętać całość tej niesamowitej produkcji. Szczególnie niektóre fragmenty Warszawy są po prostu zachwycające! Przepiękny Ogród Saski (zdecydowanie mógłby być szerzej pokazany), wspaniały Plac Dąbrowskiego i Dworzec Wiedeński (sic!). Ulica Moniuszki i panorama wykwintnej Marszałkowskiej (szkoda, że tak krótka - ja bym chciała do Zbawiciela, do Unii Lubelskiej), niesamowity lot nad Warszawą, który pokazuje jak pięknie zaplanowanym i poukładanym była miastem. Mój nastolatek zachwycił się pomysłem mieszkania w jednej z setek warszawskich kamienic mających "niezwykłe "wewnętrzne podwórza :) Podobno jest do obejrzenia gdzieś wersja 2D "Warszawy", w której pewna schematyczność, czy "marionetkowość" postaci zanika. Warszawa w obrazie Newborn jest tak piękna jak Paryż i Wiedeń w jednym, tylko gdzie ona dziś jest? Och, naprawdę mam niedosyt...
Czego mi w filmie najbardziej zabrakło i dlaczego po obejrzeniu "Warszawy 1935" wyszłam bardzo zasmucona - zobaczcie najpierw ten krótki film z archiwów amerykańskich pokazujący stolicę latem 1938 roku:
Film zrealizowany przez studio Newborn (Tomasz Gomoła, Ernest Rogalski) jest dojmująco smutny. I nawet nie chodzi o tę myśl w głowie, która od pierwszych kadrów brzęczy nieznośnie, że to wszystko co widzimy, to co tak piękne, utraciliśmy bezpowrotnie. Obrazowi towarzyszy wyśmienita oprawa muzyczna (chwilami monumentalna jak u Harrego Gregsona Williamsa w "Kronikach Narni"), jednak w zderzeniu z niemal wyludnionymi ulicami, pustymi autami, pospiesznie sunącymi po chodnikach postaciami brzmi ona "wieszczo", a w zasadzie "złowieszczo". Brakuje mi ruchu, miejskiego gwaru, "życia". Tak, ja wiem, i pan obok mnie, i pani dwa rzędy wyżej też wiedziała "co było dalej" zaledwie kilka lat później. Moje dzieci też dopytywały się, czy na końcu będzie ta wojna w końcu.
W ostatnich kilku minutach animacja gaśnie, pozostajemy z muzyką, zamarłymi dorożkami, przechodniami zastygłymi wpół kroku i kamerą, która w ucieka wzdłuż Marszałkowskiej. A potem jest już koniec miasta ze snu, nie - potem to DOPIERO był koniec...
Warszawa w latach trzydziestych to jednak przede wszystkim gwarne ulice, warsztaty rzemieślnicze, warszawianki w pięknych kapeluszach i zwiewnych sukienkach, to ukwiecone ulice i ogródki kawiarni. To święcące wieczorami neony, zielone parki i aleje drzew na głównych arteriach miasta. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym zobaczyć TAKĄ Warszawę - pełną szczęścia, życia, radości. Zajrzeć do zakładu Jana Kielmana na Chmielnej, gdy klient będzie odbierał zamówioną parę ręcznie szytych butów, zerknąć przez witrynę pijalni Wedla, przycisnąć nos do szyby cukierni Bliklego, podglądać warszawskie kwiaciarki, słuchać gwaru kupców na bazarze Janasza. Takiej stolicy w filmie mi zabrakło - jakbym była we śnie i zdawała sobie sprawę, że to sen i zaraz się obudzę.
Koniecznie wybierzcie się do kina na film - KONIECZNIE. Tę piękną Warszawę trzeba zobaczyć obowiązkowo - by znów się w niej zakochać, pogadać o historii, a na kolejnym spacerze po Chmielnej czy Nowym Świecie zadrzeć głowę do góry i popatrzeć na zrekonstruowane kamienice. Ja właśnie odkryłam "plac Napoleona", a wracając z kina podjechaliśmy znów popatrzeć na "Prudential".
Mam nadzieję, że ten film okaże się też przyczynkiem do pochylenia się nad dzisiejszym kształtem miasta. Pewnie zburzenie tej potwornej "ósmej brzydkiej siostry" i powrót do zwartej zabudowy Marszałkowskiej nie jest prawdopodobne, ale gdyby kolejny włodarze stolicy, konserwatorzy, diabli wie kto jeszcze odważyli się przywrócić dawną świetność Placu Dąbrowskiego? A Ogród Saski, Plan Powstańców Warszawy (to ten nieznany mi pl. Napoleona), czy dokończenie Chmielnej?
Jest jeszcze jeden powód by wybrać się do kina (zamiast czekać na pirackie kopie w sieci, które pewnie i tak się pojawią). To nogami, biletami i naszym zainteresowaniem możemy spowodować, że będzie coś dalej. Teraz to widzowie mogą spowodować, że oprócz Prudentialu i Lotto, znajdzie się kilku kolejnych mecenasów i sponsorów dalszych produkcji Newborn rekonstruujących Warszawę - Żywiec? Wedel? Warszawo - wróć do nas - pokaż się znów, ożyj!
Panie Erneście, Panie Tomaszu - dziękuję za to przeżycie i ... absolutnie liczę na więcej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawiony komentarz i zapraszam częściej :)
ze względu na ogromną ilość spamu z robotów, zmuszona byłam wprowadzić weryfikację obrazkową i logowanie. Przepraszam za utrudnienia...
(uwaga - jeśli komentarz zawierał aktywny link, nie będzie publikowany)