Pamiętasz koniec kwietnia i początek maja? Ledwie trochę słońce mocniej zagrzeje, ledwie zrzucisz cieplejsze luty i płaszcz, gdy nagle nerwowo rozglądasz się za grillem ogrodowym, szukasz w szopie rozpałki, węgla drzewnego i wyciągasz z górnej półki w kuchni przepisy na dania z grilla. A potem się zaczyna - owoce z grilla, warzywa, różnorakie mięsiwa w coraz wymyślniejszych marynatach i z fantastycznymi dodatkami. Czasem do wykwintnej polędwicy marynowanej w czerwonym winie dołączy polska czarna kaszanka z musztardą i jest wyśmienicie. W prasie i internecie rozrywa się worek konkursów na dania grillowe, co chwila w jakiejś gazecie pojawia się dodatek z kolorową książeczką na dania przygotowywane na otwartym ogniu. I tak, jeśli tylko czas i pogoda pozwala, przenosisz się z weekendowym gotowaniem na taras, do ogrodu, czy na działkę. Aż tu przychodzi wrzesień, rok szkolny, więcej obowiązków. Noce chłodniejsze, dni coraz krótsze, a wychodząc na spacer wkładasz cieplejszy sweter. Wieczorem rozpalasz kominek, pieczesz ciasto ze śliwkami i smażysz konfitury węgierkowe. Wracasz do swojej gazowej lub elektrycznej płyty w czterech ścianach i znów aż do wiosny zapominasz o potrawach przygotowywanych na świeżym powietrzu.
Aż tu nagle któregoś dnia, robiąc porządki ze starymi zdjęciami, odnajdujesz album z wyjazdów harcerskich. Może z Sylwestra w Bieszczadach, które spędzałeś z pierwszą miłością? Lub fotek z leśniczówki, do której udało się zabłądzić kiedyś w listopadzie. Na zdjęciach uśmiechnięte twarze wokół ogniska, ktoś na drugim planie gra na gitarze, na patykach pieką się kiełbaski (teraz niżej klik klik klik)
Ale mamy też nową, rodzinną, jesienną tradycję. Stworzyliśmy ją kilka lat temu w naszej "zaczarowanej dolinie" pod Kazimierzem. Gdy tylko kończył się czas wiosennego i letniego biesiadowania przy grillu, a u pani Krysi dojrzały już orzechy na leszczynie, rozpalaliśmy wczesnym popołudniem ognisko przy sadzie. Paliło się około godziny, aż powstał piękny żar i płomień nieco zmalał. W czasie, gdy mężczyźni pilnowali ognia, my przygotowywałyśmy żeliwny kociołek, wykładałyśmy dno skórą i plastrami wędzonego boczku , a potem warstwami układałyśmy ziemniaki z warzywami, boczkiem, mięsiwem, podlewałyśmy piwem lub winem i okrywałyśmy liśćmi kapusty. Wtedy przychodzili panowie, dźwigali żeliwny ciężki gar do ogniska (11kg plus składniki potrawy). Zamiast odwróconą darnią, jak Cabanie, przykrywali całość pokrywą przykręcaną śrubami i wstawiali na dwie godziny w gorące, ale niezbyt wielkie płomienie ogniska. Już po godzinie sąsiedzi wisieli na naszym płocie odurzeni nieziemskim aromatem pieczonki - czasem zwanej prażonką. Mmmmm powiadam wam, rozkosz!
Potrawy przygotowywane w żeliwnym kociołku zaczerpnęliśmy z kuchni węgierskiej, a najpopularniejsze z nich to bogracz, leczo, czy gulasz z leśnych grzybów. Ale pieczonka/prażonka trafiła do nas najprawdopodobniej po najazdach tatarskich w XIII w. W okolicach Chrzanowa mówi się na nią "ziemniaki po cabańsku". Cabani trafili w te rejony w czasach eskapad tatarskich, byli oni pasterzami pilnującymi trzody tatarskich najeźdźców i takie dania przygotowywali wieczorami pasąc stada. Po wycofaniu się wojsk chana, część pasterzy pozostała i osiedliła się w okolicach Chrzanowa. Główne składniki potrawy to ziemniaki, marchew, cebula, buraki, liście kapusty, boczek i kiełbasa. Całość przygotowuje się, podobnie jak węgierski bogracz - nad ogniskiem, tyle że w garnku stojącym na żeliwnych nóżkach w ogniu, a nie wiszącym nad paleniskiem.
Prażonki w naszej Dolinie piekłam wielokrotnie, często zmieniałam składniki, proporcje, dodawałam nowe przyprawy. Przepis poniżej jest naszą ukochaną wariacją na temat. Pieczonka to danie, które wymaga pewnego rytuału - przygotowujesz je zazwyczaj dla większej ilości osób, pieczołowicie kroisz składniki, wyjmujesz przyprawy, potem przekładasz warstwami i pozostawiasz pod męskim okiem na czas pieczenia - ogień powinien jedynie "lizać" dno i boki garnka. Ten moment, gdy chochlą wykładasz prażonkę do misek, podajesz w garnuszku maślankę i grzane piwo, to zwieńczenie jesiennej biesiady z przyjaciółmi.
3,5 kg ziemniaków klasy A lub B (młodych, wyszorowanych, w skórce, pokrojonych w sporą kostkę) Prażonka - pieczonka z ogniska
na ok. 16 osób700g wędzonego boczku ze skórą – odkroić skórę i 6 plastrów – resztę pokroić w dość sporą kostkę
500g kiełbasy – pokrojonej w dość sporą kostkę
6 dużych cebul – pokrojonych w średniej grubości plastry
4 spore marchewki - pokrojone w ukośne plastry
3 średnie buraki - pokrojone w dość cienkie półplasterki
500g pieczarek – pokrojonych w plasterki
7 pomidorów – bez skórki w grubych plastrach
przyprawy – sól, pieprz, ostra papryka, natka pietruszki, ziarna ziela angielskiego, 2 liście laurowe
5 liści włoskiej kapusty
1/2 butelki piwa
1/2 kostki smalcu + 1/4 kostki masła
Na spodzie wyszorowanego kociołka ułóż skórę z boczku, a na ściankach jeden okrąg z plastrów boczku. Potem układaj warstwy w kolejności:
- ziemniaki
- marchew
- cebula
- sól, pieprz
- buraki
- boczek + kiełbasa
- papryka w proszku
- pieczarki
- pomidory
- sól, natka, ziele, liść laurowy
..... i tak do końca składników
Dokładnie ugnieć całość w kociołku (w trakcie pieczenia sporo się skurczy). Na samym wierzchu ułóż warstwę ziemniaków, posól je, włóż smalec i wlej piwo. Przykryj liśćmi kapusty, zamknij pokrywę i zakręć (niezbyt mocno). Piecz na małym ogniu w ognisku (dużo żaru) ok. 1,5 do 2 godzin.
Podawaj z jogurtem, maślanką i grzanym piwem na deser. Niechaj ktoś zagra "Majstra Biedę" i rozkoszujcie się...
Uwielbiam takie jedzenie. I ogniska też.
OdpowiedzUsuńZajrzałam tu i...zakochałam się w tym blogu:)
OdpowiedzUsuńFantastyczne klimaty.
Nie tylko ciekawe przepisy,ale sposób prezentacji zachęcający do zrobienia czegoś
nietuzinkowego.
Gratuluję i pozdrawiam:))
Delie :)
OdpowiedzUsuńAnonimowa - Dziękuję i zapraszam do mojej kuchni częściej :)
dziękuję za przywołanie tych najcieplejszych wspomnień... i za Majstra Biedę:-)
OdpowiedzUsuńOch, Szelko, to niesamowite wręcz! Wiesz, że jam jest rodowita Cabanka wprost z Chrzanowa? Ależ mi się miło czytało ten Twój wpis!
OdpowiedzUsuńU nas w rodzinie "prażonki" zwie się "ziemniakami pieczonymi". Kroimy ziemniaki, wykładamy gar boczkiem, układamy warstwy ziemniaków, warzyw i kiełbasy, przykrywając potem wszystko liścmi kapusty i, a jakże!, darnią ziemi. Zawsze, kiedy je pieczemy, zbiera się cała najbliższa rodzina; cudne to są chwile...
Uścisków moc!
oj,poznalam tez ten smak...niezapomniany....szkoda,ze jak do tej pory mialam tylko raz okazje posmakowac prawdziwego "kociolka"-pycha..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
piękna tradycja! kiedy cała rodzina zbiera się na powietrzu. kiedy wszyscy uśmiechnięci i weseli zasiadają wokół tego kociołka, czekając na smakołyki. kiedy czas oczekiwania upływa pod znakiem rozmów na tematy wszelakie. i moment, gdy danie już gotowe, pokrywa zostaje zdjęta, a ten wspaniały zapach ulatnia się i owiewa każdego, owija się wokół jego nozdrzy, niczym wełniany szalik wokół szyi zimą...
OdpowiedzUsuńoch. urzekające ;]
Zay - :))) mam nadzieję, ze w okolicach Chrzanowa kultywujecie tradycję :) pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńKarmelitko, Gosiu, Jedynko - fajne chwile i miło czas przy ognisku upływa, Jeśli tylko macie okazję, warto zainwestować w kociołek, nawet na spółkę ze znajomymi. Żałuję tylko, że nigdy sama nie nauczyłam się grać na gitarze... ale za to mogę karmić gitarzystę ;oP
Witam wszystkich.
OdpowiedzUsuńJuż od kilku dni zaczytuję się tekstami umieszczonymi na Twym blogu, znakomicie opisującymi gastronomiczną :) rzeczywistość. A dziś trafiłem na tekst o prażonkach z kociołka. Pochodzę z Zagłębia (czyli rejony Zawiercia), a stąd tylko dwa kroki do Poręby - skąd pochodzą żeliwne kociołki. Na skutek tego pieczonki (nasza regionalna nazwa) to stały element większych ogrodowych czy leśnych biesiad. Na samą myśl człowiek się oblizuje :) Jednakże u nas, w porównaniu do Twego przepisu daje się tylko: ziemniaki, marchew, buraki czerwone, cebulę, kiełbasę oraz boczek (czasami żeberka na spód - wspaniale się przypiekają) plus przyprawy i natkę pietruszki na wierzch. Smak jest boski.
Pozdrowienia dla wszystkich gotujących. Kontynuuję "pochłanianie" bloga :)
Piotr.
Piotrze! to ja dziękuję za Twój komentarza. Zapraszam rozgość się i wiesz co... zaproś mnie na to Twoje głębokie i pełne danych smaków Zagłębie. Zaproś mnie na "pieczonkę"!! :) zasyłam serdeczności spod Kampinoskiej Puszczy
Usuńłomatko, z "komentarza" wyszło jak z "oddaj fartucha" ;D a smaki miały być "dawne". Wciąż pozdrawiam :)
UsuńMieszkam w Hiszpanii juz 17 lat i naprawde widzac te przepyszne polskie przepisy powrocily mi checi do zycia.Jestem chora na raka szyjki macicy ale ale te wasze cuda kulinarne daja czlowiekowi sily i wiare w zycie.Dzieki serdeczne.
OdpowiedzUsuńMieszkam w Hiszpanii juz 17 lat i naprawde widzac te przepyszne polskie przepisy powrocily mi checi do zycia.Jestem chora na raka szyjki macicy ale ale te wasze cuda kulinarne daja czlowiekowi sily i wiare w zycie.Dzieki serdeczne.
OdpowiedzUsuń