No jeśli tak właśnie wygląda kuchnia belgijska, to ja ją kocham od już, od natychmiast, do na zawsze, do na wieki wieków! A jako, że nie odbyłam jeszcze podróży kulinarnej do Belgii, ani w czasie, ani w przestrzeni, chętnie zgadzam się na rozbudzanie mego zainteresowania tą właśnie kuchnią. Uprasza się o wybaczenie, dziś nie będę się rozpisywać jakoś szczególnie, dziś pozwalam sobie na mlaskanie, cmokanie i mruczenie z rozkoszy... kulinarnej rozkoszy na talerzu, która z Belgii przez pobliski las przywędrowała do nas dziś w porze lunchu - carpaccio z borowików.
Wczoraj maleńtasy znalazły dwa borowiki, dziś skuszeni pogodą i obietnicą grzybowej uczty, po śniadaniu wybraliśmy się na spacer do lasu, nazbierałam borowików, podgrzybków, były też maślaki, zajączki i kilka kurek. Zanim zaczniesz czytać dalej, koniecznie poczuj w jaki nastrój wprawiło nas dziś to carpaccio z lampką białego wina...(teraz niżej klik klik na strzałeczce)....
Oczywiście jak zwykle miałam zamiar wszystko pokroić, udusić na maśle z czosnkiem i rozmarynem i rozkoszować się ze świeżą bagietką. Ale oto okazuje się, że gdy spróbujemy poznać Belgię w szczególności od kuchni, może ona nam podsunąć fantastyczne inspiracje, za które dziękuję autorce jednego z moich ulubionych blogów - Miss-Coco. A carpaccio?.... nic tylko miauczeć z zadowolenia...
Mimo iż dopiero przed chwilą to carpaccio zamieściła na blogu Miss-Coco, musiałam je tu wrzucić, by nigdy nie zapomnieć do czego od dziś będę tęsknić przez cały rok, w oczekiwaniu na jesienne grzybobranie.
przepis cytuję za autorką
Carpaccio z prawdziwków
Trochę rukoli, po jednym ładnym prawdziwku na osobę, przyprawy, trochę oliwy, najlepiej truflowej.Prawdziwki – tylko świeże i młode, najładniejsze z całego koszyka okazy – ocieramy delikatnie zwilżoną ściereczką. Grzyby kroimy w cieniuteńkie plasterki, jak to zwykle na carpaccio. Talerze, na których chcemy podać carpaccio, smarujemy oliwą, najlepiej oliwą aromatyzowaną truflami. Układamy kilka listków rukoli, i potem na nich prawdziwki. Solimy, najlepiej solą fleur de sel (koniecznie!). Potem świeżo mielony pieprz (ja dodałam jeszcze nieco pieprzu różowego). Delikatnie skrapiamy całość oliwą truflową i zawijamy talerze w folię. Wkładamy do lodówki, żeby się to wszystko przegryzło, jak to zwykło się mawiać, najlepiej na jakieś 40 minut, godzinkę. Podajemy z ciabattą lub bagietką do wycierania sosu z talerza.
My nie mieliśmy cierpliwości czekać aż 40 minut, zatem carpaccio odpoczywało zaledwie 20 minut w temperaturze pokojowej.
Najszlachetniejsze polskie grzyby podane całkiem na surowo a jedynie z rukolą i doskonałej jakości oliwą truflową rozpływają się w ustach. Koniecznie oprószyć je trzeba najlepszej jakości solą morską, taką jest własnie fleur de sel*, chociaż jesli jej nie masz, użyć mielonej soli morskiej gruboziarnistej. Powiadam wam - warte grzechu, warte wycieczki do lasu, warte lampki wina - obowiązkowe tej jesieni! .....mmmm... czysta rozkosz!
* Fleur de sel, czyli kwiat soli, to najdoskonalsza i najdroższa odmiana ręcznie zbieranej soli morskiej, nazywana tak ze względu na kształt jaki przybierają kryształki zbierające się na samym szczycie basenów solankowych, z których uzyskuje się sól morską. Fleur de sel należy przechowywać w szczelnych słoiczkach. Tę najcenniejszą produkuje się w Bretanii na słonych bagnach.
ale grzybowo! a ja kocham grzyby, w dodatku to teraz jest najlepszy czas na ich zbieranie. Aach, uwielbiam!
OdpowiedzUsuńGrzyby... Jejku, jak ja lubię grzyby! Na całe szczęście mam w Rodzinie zapalonych grzybiarzy, którym wczesne poranne wstawanie nie straszne i dzielnie wyruszają na grzybobranie. Dotychczas najczęściej dusiliśmy je na maśle, ale w takim carpaccio bez wątpienia smakują równie dobrze, jeśli nie lepiej...
OdpowiedzUsuńUściski!
wspaniale się zapowiada!
OdpowiedzUsuńjakie grzybowe! och, z chęcią bym się na nie skusiła ;]
OdpowiedzUsuńno,prosze,a ja dzis tez bede borowikowe carpaccio robic,troszke inaczej i nie obiecuje,ze dzis go wpisze na bloga,ale juz sie ciesze na jedzenie go,w sobote i niedziele nazbieralam mase prawdziwkow....
OdpowiedzUsuńPysznie wyglada,ciekawe,jakie bedzie moje...
Pozdrawiam :)
Ojej, jak ladnie wyszlo i jeszcze tak subtelnie je strzelilas ! Ciesze sie, ze sie skusiliscie i ze smakowalo ;) bo wyobraz sobie, ze tutaj jak czestuje grzybami, nie wszyscy chca jesc (!!!) natomiast w restauracji za grzyby placa astronomiczne ceny... A to carpaccio jest tak proste i szybkie w przygotowaniu i wystarcza zaledwie 2-3 grzyby. Ja tam nie mam cierpliwosci do suszenia i zaprawiania, grzybami musze sie najesc juz teraz ;)
OdpowiedzUsuńA czy to naprawde kuchnia belgijska - nie wiem - na moim blogu pelno kulinarnych wycieczek na prawo i lewo, w kazdym badz razie bardzo mi milo, ze do niej zagladasz i testujesz.
Coco - na pewno belgijska :) - w Belgii pisane, w Belgii zbierane, w Belgii przygotowane - nic tylko Belgia Od Kuchni :) a wyobraź sobie, że ja nigdy jeszcze nie robiłam grzybków marynowanych. Też lubię od razu się najeść. Mniamm. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGosiu - smacznego!!
Zay, Paula, Karmelitka, Kuchareczka - zaprawdę powiadam - pycha! koniecznie wycieczka do lasu lub na targ, oj warte grzechu...
Serdeczności
Oj, a ja w tym koszyczku z grzybkami taki fajny nożyk z pędzelkiem na grzyby wypatrzyłam ! A carpaccio boskie !
OdpowiedzUsuńMmm kożlarz babka, mój ulubiony
OdpowiedzUsuńSmakowite
OdpowiedzUsuńMmm kożlarz babka
OdpowiedzUsuń