Uwielbiam gotować dla kogoś - karmić bliskich mi ludzi i tych, których chcę lepiej poznać. Fascynuje mnie obserwowanie jakie smaki na nich działają, jakim daniem, czy kompozycją potraw na stole najlepiej trafić w podniebienie gościa, by uchwycić to ulotne mruknięcie, czasem niekontrolowane mlaśnięcie, czy uniesienie brwi zanim jeszcze cokolwiek powiedzą oceniając potrawę. Lubię, gdy przyjeżdżają do mnie znajomi, dla których szczególnie trzeba się postarać - "wegetarianka", "pomidorowy alergik", "wielbiciel deserów", "nie znoszący owoców morza", "fanka grzybów". Nagle okazuje się, że w ręce wpadają dokładnie te składniki, które są zakazane, albo wena ciasto-deserowa się nagle wyczerpała. Ale, po krótkiej chwili paniki, przewertowaniu kilkunastu z setek książek kucharskich wraca natchnienie.
Wyciągam wtedy słynne "karteluszki", na których piszę datę spotkania przy stole, nazwiska biesiadników, a pod spodem wpisuję pierwszy pomysł - przystawka. Z przystawką danie główne już samo się komponuje, a deser zwieńcza całość. Na osobnej, wielkiej kartce, notuję listę zakupów. Po chwili okazuje się, że jeszcze jedna fajna sałatka też by świetnie pasowała, a do niej najlepiej będzie smakował chleb pita, po który jadę na drugi koniec miasta. Skoro mam już kupić pitę, to może podam jeszcze śródziemnomorski dip. I tak po półgodzinie dumania nad karteluszkiem z menu na niezobowiązujące spotkanie ze znajomymi, powstaje gigantyczna lista dań złożona co najmniej kilku sałat i przystawek, dania głównego z mnóstwem dodatków i killku ciast lub deserów. Do tego ciasteczka, bo i tak zawsze je mam i jeszcze jakiś pyszny drink - aperitif. Przed deserem jakiś cudny digestive... ogromnie trudno mi się zatrzymać w tym planowaniu.
Na szczęście nasi goście - często bywający, zaprzyjaźnieni z domem, jak i ci, z którymi rzadziej się widzimy, już chyba wiedzą jak u nas jest - mają przyjść głodni, w spodniach i spódnicach w gumkę, żeby się nagle ciasno nie zrobiło :) i z koszyczkami, w których czasem zabiorą też coś "na wynos". W dniu spotkania w ostatniej chwili robię makijaż i maluję paznokcie, które często schną dopiero, gdy wchodzą goście. Lubię karmić bliskich ... i zbliżać przy stole tych dalszych.
Niezobowiązującym daniem, ale wystarczająco efektownym, są moje ukochane szafranowe ravioli z kurkami. Pomysł na nie powstał w trakcie gotowania w duecie z Moim Ulubionym Kucharzem :) Robienie makaronu domowego wycisza, relaksuje, daje głowie czas na odlot w nieznanym kierunku. Przygotowywanie makaronu w duecie to wręcz niezwykła przyjemność, a jeśli na dodatek nie jest to po prostu tagliatelle, czy nawet nieco bardziej niecodzienny czerwony makaron tylko ravioli, gdzie ważne jest wszystko - jakość ciasta, farsz, którym je nadziewamy i sos, z którym podajemy pierożki, to można śmiało powiedzieć, że robienie ravioli w kucharskim duecie to akt twórczy.
450g mąki typu "00"
8 małych (lub 6 dużych) żółtek
1 jajko
spora szczypta soli
łyżeczka szafranu
2 łyżki białego wina
Szafran zaparz gorącym białym winem i odstaw do ostudzenia. Wszystkie pozostałe składniki wymieszaj w misce hakiem lub na blacie ręcznie. Dodaj szafran wraz z winem i wyrabiaj przez kilka minut na sprężyste ciasto. Ewentualnie dodaj odrobinę oliwy z oliwek. Gdy ciasto będzie już gładkie, odstaw je do lodówki na 30 min. W tym czasie przygotuj farsz.
2 łyżki oliwy z oliwek
łyżka masła
200g kurek
3 szalotki
4 ząbki czosnku
50g orzechów nerkowca
2 łyżki ricotty
30g startego parmezanu
3 łyżki posiekanej natki
Na oliwę z oliwek z masłem wrzuć oczyszczone i osuszone kurki, po chwili dodaj posiekane szalotki i czosnek, przesmaż razem przez kilka minut. Dodaj posiekane z grubsza orzechy nerkowca, dopraw solą i pieprzem i odstaw do przestudzenia. Do chłodnej masy grzybowej dodaj tarty parmezan, ricottę, posiekaną natkę i dokładnie wymieszaj.
Wałkuj pasy z ciasta makaronowego w wałkowarce (grubość 4/5), smaruj każdy płat białkiem z jednej strony i w odstępach układaj po łyżeczce farszu. Przykryj drugim płatem ciasta i wycinarką do ravioli lub radełkiem do faworków wycinaj pierożki. Gotowe pierożki oprósz lekko mąka i odłóż na kilka minut, W tym czasie przygotuj sos, z którym je podasz.
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka masła
200g kurek
1 zabek czosnku
50g orzechów nerkowca
200g świeżego szpinaku - wytnij z liści grube nerwy i ogonki
100ml białego wina
Na oliwę z oliwek z masłem wrzuć oczyszczone i osuszone kurki, po chwili dodaj całe orzechy i posiekany czosnek. Przesmaz chwilę razem. Potem dodaj umyty, osuszony szpinak. Chwilę smaż razem, dodaj wino, dopraw solą i pieprzem i duś aż sos się nieco zredukuje. Ravioli gotuj we wrzącej osolonej wodzie ok 4-5 minut. Podawaj na sosie kurkowo-szpinakowym z wiórkami parmezanu.
Wieczorem, czasem bardzo późnym, gdy już wszyscy goście wyjdą, a zmywarka cicho pracuje, skreślam z karteluszka dania, których nie udało mi się zrobić, dopisuję te, które ostatnim pomysłem były i wpinam karteluszek do grubego zeszytu z zapiskami o tym kto, kiedy i co u nas jadł. Przyjmując gości, lubię podawać im różne dania, karteluszki pomagają pamiętać, by nie podawać dwa razy tego samego, szczególnie gościom, którzy bywają u nas rzadziej :)
Kurki właśnie w lasach wysypały - róbcie ravioli!
Karteluszki to świetny pomysł, choć ja z reguły pamiętam kto i co u mnie jadł. Bardzo mi się podoba to kurkowe danie :)
OdpowiedzUsuńwygląda smakowicie :)
OdpowiedzUsuńwow , to ja w gości do ciebie się mogę wybrać :P
OdpowiedzUsuńBędę głodna jak wilk i z koszyczkiem , obiecuje :D
Ach jak ja lubię kurki , kurka i pierożki różne ,ach
Szelko! Cudowny post - je też uwielbiam "karmić" gości! To niebywale kojące i wielce magiczne zajęcie.
OdpowiedzUsuńP.S. Spodnie z gumką mam już przygotowane - mogę wpaść na te wspaniałe ravioli? A! Koszyk też mam, taki duży - targowy:) Lubię wszystko, z wyjątkiem owoców morza, resztę zostawiam Twojej niezrównanej inwencji!
Uwielbiam karmic gosci, gotowac tylko dla siebie nie lubie (tzn lubie, ale mniejsza radocha). czy w gosci, czy do resturacji, czy u mnie - zawsze i obowiazkowa gacie lub spodnica na gumce :) pamietam jedno wesele znajomych we wloskiej knajpie, gdzie ubrana w suknie z gorsetem zajadalam sie tatarem z jegnieciny - i meka to byla, gdyz tatar byl pyszny, ale pozyczona kreacja przyciasnawa juz byla na glodniaka.
OdpowiedzUsuńte polaczenia to moje ulubione letnie klasyki. milo popatrzec.
ps. chyba dwa razy wrzucil ci sie przepis.
chyba jednak nie wrzucil ci sie dwa razy - to ja nie doczytalam (skladniki podobne). pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTakie spotkania są niezwykłe. A okraszone mnóstwem pyszności stają się chwilami doskonale niezapomnianymi. Cudowne są Twoje opisy, wiesz?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zay, Ania-M, Nobl, Jus - :) dziękuję
OdpowiedzUsuńAnia-M, Marg - już mi nawet chodzi po głowie pewien pomysł... kto wie kto wie, pilnujcie tych gaci w gumkę i koszyczków, mogą się przydać "one day"
Magdalena - :))
Słucham SIA i idę spać :)
Ok, dobra! Gacie z gumką i koszyk chowam głęboko do szafy, aby psiak nie pogryzł (a zaczyna to i owo podgryzać).
OdpowiedzUsuńdałabym sie pokroić za taki obiad! ;)
OdpowiedzUsuń