tam pesteczki ciach ciach ciach
soczek na syropek trach
ścieeeeka
i nastawiam gaz na ful
już wisienki bul bul bul
a ja siadam jak ten król
czeeeekam
Tak mi się z tej rozpaczy wczoraj aż śpiewać zachciało "prawie" jak Młynarski :) A zaczęło się od telefonu - "jedziemy do sadu, na wiśnie, chcesz? a jak porzeczki będą to też chcesz? ... ile chcesz... aha wiśni 8kg, dobrze, a porzeczek 10 kg, ok, no to damy znać jak będą". "Słuchaj, porzeczek ani widu ani słychu, ale wiśnie tanie - 2,5 zł za kilogram, to może więcej chcesz? no dobra to kupimy w sklepie takie większe wiadro, no to w wiadrze będą, ok, to pa".
Wiadro przyjechało - 18 kilogramów, radosne, wiśniowe 18 kilogramów w wielkim niebieskim wiadrzysku budowlanym. Takim na gruz :) Późnym popołudniem odziałam się w najciemniejszy fartuszek, z tych co już ich nie lubię, rękawiczki gumowe chirurgiczne, chwyciłam drylownicę jak miecz i wyruszyłam na wiśniową wojnę - trach, trach ... a może ciach, ciach... po godzinie, niewiele już słyszałam oprócz trach i ciach. Pierwszego wieczora otrzaskałam na małej ręcznej drylownicy 10 kg wiśni. Ha! zapraszałam miłą sąsiadkę na wspólne przetworowanie, ot jakoś czasu nie miała. Tak sobie dziś dumam, że chyba wiedziała co robi nie przychodząc ;) Część owoców wsypałam do gąsiorka na nalewkę, a pozostałe do wielkiego gara na konfiturę. Pomyślałam, że koniecznie do nocnego po wódeczkę i spirytus trzeba lecieć, bo szkoda żeby owoc szlag trafił. Całe szczęście, że przy wyjściu lustro mam! boshhh szkarlatyna!? w tym wieku? ufff schodzi, znaczy to na czole, oku, lewym ramieniu i całej szyi to tylko wiśniowe odpryski. Za to dłonie były czyste :) Chlast wodą byle jak i zeszło. W nocy gąsiorek spirytusem zalałam, płomień pod konfiturą wyłączyłam i w spokoju poszłam spać. Śniłam, nawet śniłam, co wydawałoby się dziwne przy zmęczeniu - tym razem o tym jak to stałam pod wodospadem... wiśniowym ;0P
Rano nim kawa, nim kanapka odziałam się w nieco szczelniejszy pancerz i ciach, ciach... ta sama pioseneczka. Otrzaskałam resztę. Kuchnia wyglądała jak po rzezi kurcząt lub baranów - czerwone rozbryzgi aż po szczyt górnych szafek. Ale owocową batalię wygrałam. Nastawiłam je w kilku różnych wersjach, bo jak wiśniowa wojna, to przecież na całego! I tak oto z 18kg wiśni powstało: 2 gąsiorki na dwie różne wiśniowe nalewki, konfitura z wiśni, wiśnie w rumie z czekoladą, wiśnie szlacheckie (idealne do herbaty lub na gofry z bitą śmietaną) i na koniec ostre wiśnie do mięs. Siedzę dziś z kubkiem kawy, patrzę na gąsiorki, słoiki i myślę... szkoda, że te budowlane wiadra coś małe takie, jeszcze z 5 kilo bym natrzaskała do suszenia ;) i tak pewnie uczynię, jeśli tylko na sobotnim bazarku wiśnie w przystępnej cenie będą.
9 słoiczków po 300ml
ok 4 kg dojrzałych wiśni
ok 4 kg dojrzałych wiśni
1 kg cukru
opcjonalnie 40g żelfixu 2:1 (nie jest to cukier żelujące, ale sam żelfix w małych torebkach)
Wiśnie umyj i wydryluj. Odmierz 3 kg owoców bez pestek i bez soku, który wyciekł (sok zostaw na syrop wiśniowy). Przełóż owoce do szerokiego garnka z grubym dnem, zasyp cukrem i gotuj na silnym ogniu, aż puszcza sok i zmiękną. Wtedy zmniejsz nieco płomień i gotuj ok 2 godzin nie zapominając o mieszaniu. Wyłącz gaz i odstaw do wystudzenia. Drugiego dnia smaż kolejne 3 godziny i:
- w wersji mniej tradycyjnej - gdy już trochę zgęstnieją dodaj 40g żelfixu, zamieszaj, zagotuj przez 1 minutę i gorące przekładaj do przygotowanych czystych i suchych słoików. Zakręcaj na gorąco.
Szelko! Ślicznie wisienkowo u Ciebie:) I jak śpiewnie! I jakie emocje;)
OdpowiedzUsuńJa się pakuję na wakacje i aż mi żal, że kolejne Twoje posty (a liczę na dalszy ciąg przetworów) poczytam dopiero po powrocie.
Pozdrowienia!
Wiśnie... Jakoś nie przepadam, szczególnie solo. Zbyt kwaśne jak dla mnie. Ale w takiej konfiturze smakowałyby w sam raz. ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
ale pycha..;D u mnie też wiśniowo- dzisiaj babcia robiła wiśnie w syropie;)
OdpowiedzUsuńJestem pełna uznania. Taka ilość wiśni do wydrylowania to nie przelewki, ale ile potem przyjemności i pyszności.
OdpowiedzUsuńPełne wiadro wiśni i tyyle pysznej konfitury...uwielbiam zimowe poranki, kubek z kawą w ręku i chałkę z konfiturą...
OdpowiedzUsuńSzacun!
OdpowiedzUsuń(Kocham wiśnie, więc wiem, co to drylowanie; robię to agrafką, jak moja prababcia.)