"ChilliBite" brzmi ciekawie, może nawet intrygująco prawda? Niepozorne, niewinne, kuszące słówko i jego przepyszne znaczenie wymyśliła moja ukochana Clotilde Dusoulier z ChocolateAndZucchini, oj już prawie sześć lat temu! No i wpadłam po uszy, od razu, od pierwszego upieczenia :) Małe, czarnobrązowe, naprawdę niewyględne czekoladowe brzydactwa - bo na sto upieczonych, może dwa lub trzy są ładne. Od kilku lat stanowią najukochańszy smakołyk naszych dzieci, wielu wielu wieeelu gości, a przepis na nie jest tym, który rozdawałam najczęściej. Tak bardzo je polubiłam, a nawet mogę powiedzieć "adoptowałam", że od nich powstała nazwa mojego bloga - ChilliBite.
Chillibites są intensywnie czekoladowe, wilgotne w środku, z niewielką warstwą chrupiącej skorupki na wierzchu - taką jak na brownie. I jeśli tylko swoim gościom nie powiesz, że w środku jest również chilli, naprawdę wielką przyjemność sprawi ci obserwowanie ich reakcji przy degustacji chillibites. Najpierw poczują intensywnie czekoladowy zapach, który pierwszy dotrze również do podniebienia, a opuszki palców wyczują jak są miękkie i delikatne, sekundę później język odkryje wilgotne wnętrze ciasteczek. W chwili, gdy twój gość będzie przełykać pierwsze kęsy, jego oczy powinny się nieco zaokrąglić, a pełne czekolady usta ułożyć w niemy znak zapytania - co...tttooo..??? To będzie ta chwila, gdy kubki smakowe podrażni potężna porcja chilli. I znów usta wypełni całe mnóstwo czekolady, a lekko piekąca chilli rozbudzi apetyt na kolejne ciasteczko - trzecie, bo drugie twój gość w międzyczasie wziął już z patery :)
Chillibites piekę w silikonowych foremkach do mini muffinek. Zawsze są trochę krzywe - jedne mniejsze, inne nieco wyższe, czasem mają dziurkę od spodu, albo bardziej urosną z jednej strony. Jeśli chcę uzyskać nieco bardziej uporządkowany efekt wizualny, posypuję je płatkami migdałowymi, wtedy nie są już takimi brzydactwami :) Ale najpyszniejsze są - chociaż wtedy nieco mniej ostre - gdy do każdej foremki włożę świeżą lub mrożoną wiśnię bez pestki. Wtedy wprawdzie chrupiąca skorupka na wierzchu może być nieco mniejsza, ale mariaż czekolady, chilli i wiśni jest p.r.z.e.w.s.p.a.n.i.a.ł.y ! Och albo z maliną! z maliną też są cudowne. Jeśli chcesz, żeby chillibite z owocem dało odpowiedniego "kopa', dosyp nieco więcej chilli niż w przepisie. Ja zawsze próbuję surowe ciasto przed upieczeniem - chilli powinno być wyczuwalne, ale nie piekące.
Najbardziej lubię je piec jesienią - w dżdżyste, trochę szare dni - jakoś magicznie dodają im koloru - może przez zapach czekolady, który rozchodzi się po całym domu? a może dzięki pierwszym kęsom jeszcze ciepłych ciasteczek, które oczywiście podjadam zaraz po upieczeniu? Zatem, gdy nadzieję na ciepłe, słoneczne dni aż do końca lata zalały strugi deszczu, musiałam zawołać na pomoc chillibites! Przeganiają szare chmury w trymiga :)
Z ogromną przyjemnością zapraszam Was wszystkich na moje ukochane chillibites - szczególnie jeśli za oknem jeszcze coś kapie :)
200g masła
200g dobrej jakości czekolady deserowej - używam Jedynej Wedla
200g cukru
200g dobrej jakości czekolady deserowej - używam Jedynej Wedla
200g cukru
25g ciemnego kakao
5 jajek
5 jajek
25g mąki pszennej
2-3 łyżeczki piment d’Espelette lub dobrego chilli – dodaj wg własnego smaku, jeśli lubisz bardziej ostre - ja dodaję więcej!
2-3 łyżeczki piment d’Espelette lub dobrego chilli – dodaj wg własnego smaku, jeśli lubisz bardziej ostre - ja dodaję więcej!
opcjonalnie - płatki migdałowe, świeże lub mrożone wiśnie lub maliny
z podanych proporcji wychodzi ok 72 szt chillibites
Rozgrzej piekarnik do 200°C. Rozpuść masło z czekoladą w małym garnuszku lub w mikrofali - ja to zawsze robię w mikrofali - 3 x po 30s mieszając między kolejnymi etapami. Przełóż czekoladę do miski, dodaj cukier, kakao i wymieszaj. Gdy masa nieco ostygnie, wbijaj pojedynczo jajka, mieszając dokładnie przed dodaniem kolejnego. Wsyp mąkę oraz chilli i wymieszaj ponownie.
Wlewaj czekoladową masę do foremek, najlepiej takich silikonowych do mini muffinek, wypełniając foremkę tylko do 1/3 wysokości – ciasteczka powinny pozostać dość niskie. Ja do wlewania używam dzbanka, masa jest bardzo płynna, a przy użyciu łyżki wazowej za dużo jej się rozlewa. Teraz możesz ciasteczka posypać płatkami migdałowymi lub do każdej foremki wrzucić wiśnię, czy malinę - najlepiej by ciasto zakryło owoc, ale chillibites i tak nieco urosną, więc nie trzeba tu wielkiej precyzji. Wstaw formy do gorącego piekarnika na ok. 10-12 minut. Wierzch ciasteczek powinien być już suchy, ale wnętrze pozostać wilgotne i miękkie. Lepiej ich nie dopiec, niż przesuszyć. Po upieczeniu pierwszej partii już będziesz wiedzieć ile dokładnie czasu należy je piec. Wyjmuj delikatnie z foremek - ja pomagam sobie łyżeczką - i odstaw na kratce do przestygnięcia. Można je przechowywać w zamkniętym szklanym lub plastikowym pojemniku, a nawet mrozić, jak sugeruje Clotilde. Z zamrażarki wyjmij dzień przed podaniem, rozmrażane jednak nie będą już miały chrupiącej skorupki
Rozgrzej piekarnik do 200°C. Rozpuść masło z czekoladą w małym garnuszku lub w mikrofali - ja to zawsze robię w mikrofali - 3 x po 30s mieszając między kolejnymi etapami. Przełóż czekoladę do miski, dodaj cukier, kakao i wymieszaj. Gdy masa nieco ostygnie, wbijaj pojedynczo jajka, mieszając dokładnie przed dodaniem kolejnego. Wsyp mąkę oraz chilli i wymieszaj ponownie.
Wlewaj czekoladową masę do foremek, najlepiej takich silikonowych do mini muffinek, wypełniając foremkę tylko do 1/3 wysokości – ciasteczka powinny pozostać dość niskie. Ja do wlewania używam dzbanka, masa jest bardzo płynna, a przy użyciu łyżki wazowej za dużo jej się rozlewa. Teraz możesz ciasteczka posypać płatkami migdałowymi lub do każdej foremki wrzucić wiśnię, czy malinę - najlepiej by ciasto zakryło owoc, ale chillibites i tak nieco urosną, więc nie trzeba tu wielkiej precyzji. Wstaw formy do gorącego piekarnika na ok. 10-12 minut. Wierzch ciasteczek powinien być już suchy, ale wnętrze pozostać wilgotne i miękkie. Lepiej ich nie dopiec, niż przesuszyć. Po upieczeniu pierwszej partii już będziesz wiedzieć ile dokładnie czasu należy je piec. Wyjmuj delikatnie z foremek - ja pomagam sobie łyżeczką - i odstaw na kratce do przestygnięcia. Można je przechowywać w zamkniętym szklanym lub plastikowym pojemniku, a nawet mrozić, jak sugeruje Clotilde. Z zamrażarki wyjmij dzień przed podaniem, rozmrażane jednak nie będą już miały chrupiącej skorupki
I nawet dzieciaki, które przecież nie przepadają za ostrymi smakami, zajadają się chillibites... :) Och upieczcie je koniecznie!
nazwa brzmi bardzo przyjemnie. i jakoś tak pysznie. nawet się nad nią zastanawiałam. dobrze, że wyjaśniasz. ale one wcale nie są brzydkie! mają takie urocze nieregularne kształty. każdy inny.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tych ciasteczkach, a kiedy czytałam opis, autentycznie poczułam ich smak. I nabrałam na nie ogromnej ochoty! Teraz zastanawiam się, czy nie muszę przypadkiem zreorganizować mojego menu wyjazdowego... ;))
OdpowiedzUsuńI wcale nie się niewyględne. Lubię takie domowo wyglądające słodkości.
Pozdrawiam!
Brzydkie? Fantastycznie wyglądają! Bardzo, bardzo chętnie bym sobie zjadła jednego (lub dwa...)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nie sa brzytkie. To raczej urocze maleństwa na które ma wielką ochote!! ;)
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuń"pyszne, niewyględne brzydactwa" brzmi przeuroczo :) A ciacha muszą być świetne!
takie pyszności najszybciej znikają, bez względu na wygląd :)
OdpowiedzUsuńMoja Droga! A dla mnie właśnie bardzo wyględne, bardzo! Ja mam wielką nadzieję, że jeśli dojdzie do rwania pierza i o mnie nie zapomnisz, to te maleństwa będę mogła pogryzać między kolejnymi piórkami:)
OdpowiedzUsuńDo Klubu Niećwiczących zostałaś przyjęta, a jakże:)
A ciasta francuskiego nie podpiekam, jakoś nie miałam nigdy takich problemów jak pisałaś.
Pozdrowienia!
:) fajnie mi się tu z Wami pisze :) pieczcie chillibites! na deszczową chandrę naprawdę pomagają :)
OdpowiedzUsuńDla mnie piękne ciasteczka! I to zestawienie smaków.Lubię takie bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
dla mnie to takie ciasteczka na jesień lub deszczowy mocno dzień i nie prawda ,że brzydactwa bo są śliczne
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądają - podobają mi się ich nierówne czapeczki. Dzięki temu wyglądają oryginalnie :) Myślę, że jesienią, lub przynajmniej kiedy zrobi się trochę zimniej, znajdę trochę czasu na ich upieczenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zrobiłam! Tak mi się spodobały, że od razu wrzuciłam też swojego bloga. Bardzo dziękuję za przepis. Pozdrawiam serdecznie:-)
OdpowiedzUsuńDaga - bardzo się cieszę :)
OdpowiedzUsuńBez sosiku, Margot - jesień się przywlokła, chillibites wzywają ;)
Pierwszy raz przeczytałam o nich jakiś miesiąc temu i się zachwyciłam:) - a opis sensacji smakowych bardzo działa na wyobraźnię;) Chodziły za mną przez cały ten czas, aż wreszcie dziś udało mi się je zrobić w przedświątecznym ferworze - są absolutnie WSPANIAŁE. Dziś zrobiłam najprostsze, ale już planuję kolejną partię - z malinami. Bardzo dziękuję za świetny przepis i życzę Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie ta mała ilość mąki...czy to nie pomyłka?
OdpowiedzUsuńNie nie, nie za mało :) wszystko jest dobrze. Podobnie jak w brownie mąki jest symboliczna ilość.
OdpowiedzUsuńWłaśnie je zrobiłam. Bałam się,że ciasto będzie za rzadkie, ale wyszły idealnie. Tylko dla mojej rodzinki 3 łyżeczki chilli to najwyraźniej za dużo, bo się prawie dusili... Mnie tam buźkę wykrzywiło, ale jednocześnie bardzo smakowało.
OdpowiedzUsuńP.S: Babeczki zrobiłam w rozmiarze standard, że się tak wyrażę i wyszły śliczne!!! Aż im zrobię zdjęcie xD
Hej! Wlasnie je wczoraj zrobilam. Ja dalam 2 lyzeczki chili i sa calkiem z pazurem, ale wiadomo- jak kto woli. Co do ciasta, wykonalam jak podalas w przepisie ale moje bylo dosyc geste (bardziej jak gesty mousse- nakladalam lyzka) podejrzewam ze po prostu szybko przestyglo. Uzylam malych truskawek. Sa swietne... i wole nie myslec o kaloriach! :D Dzieki bardzo za ten przepis.
OdpowiedzUsuńI tylko 25g mąki? To nie błąd? Jakoś mało mi się wydaje, ale ja nie mam doświadczenia, dlatego pytam. Chcę mężowi upiec i żeby nie było wtopy (:
OdpowiedzUsuńwszystko się zgadza, tylko tyle mąki, stąd one takie klejące i "niedopieczone" są. Powodzenia!
UsuńDziękuję, udało się, wyszły pysznie choć zupełnie inaczej niż na zdjęciach. Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się zrobić jedzenia które wygląda jak na zdjęciu z przepisu. Najważniejsze jednak, że smak mają cudowny (: Bardzo się cieszę że trafiłam na ten przepis.
UsuńBardzo sie cieszę, najwazniejszybjest smak :)
Usuń