W deszczowy wieczór wróciłam do domu przemożnie głodna, grał Mingus, Miles, czy Coltrane, muzyka wsiąkała długimi dźwiękami, ale głód zagłuszał niemalże wszystko. A tu niestety niewiele w lodówce, w sumie nawet pieczywa zabrakło. No i myślę sobie - kiepsko, będę głodna i szybko pójdę spać… albo szybka kolacja z resztek. Miałam w domu butelkę doskonałej hiszpańskiej crianzy, świetnie inspirującej. Po pół kieliszka i resztki w lodówce wydały się wcale obiecujące.
Mruuu... Mingus naprawdę nieźle się rozkręcał, gdy wyciągałam kolejne składniki na kuchenny blat. Całkiem nieźle komponował się z nim deszcz bębniący o parapet za oknem kuchennym. Deszczu nie usłyszysz, ale posłuchaj Charlesa Mingusa, który mnie tak cudnie zainspirował...
Błyskawiczny makaron z chorizo
Sprawdź zatem, czy w twojej lodówce i na półkach spiżarni nie zawieruszyły się:
oliwa z oliwek
2 ząbki czosnku
4 szalotki
4 grubsze plastry chorizo
kilka suszonych pomidorów z oliwy
100 ml kremówki 30-36%
świeża bazylia
2 min - zagotuj wrzątek, osól i wrzuć makaron – najlepiej domowe lub dobre włoskie tagliatelle
4 min – na patelnię oliwa z oliwek, czosnek posiekany szorstko i szalotki w piórkach, podsmaż
2 min – dodaj niedbale pokrojone chorizo i suszone pomidory w paseczkach
2 min – wlej kremówkę i ew. pół kieliszka wina, zredukuj przez chwilę
Na koniec odcedziłam makaron, dodałam do sosu, wymieszałam. Do tego ostatnie nie całkiem jeszcze suche listki bazylii z doniczki na parapecie i kilka płatków parmezanu. Wyszło boskie, a jak dobrze się przy tym jazzu słuchało...
Wieczór spędziłam z Tutu Milesa Davisa. To jest taka płyta, którą trzeba, koniecznie trzeba mieć. Przenosi w inne stany świadomości i wciąga w świat jazzu nawet tych, którzy jeszcze nie rozpoznają Mistrza po pierwszych dźwiękach trąbki. Tej płyty uczył mnie słuchać Robert Leszczyński, gdzieś w w 1990 roku na V piętrze Żwirów. Cudo!
Wieczór spędziłam z Tutu Milesa Davisa. To jest taka płyta, którą trzeba, koniecznie trzeba mieć. Przenosi w inne stany świadomości i wciąga w świat jazzu nawet tych, którzy jeszcze nie rozpoznają Mistrza po pierwszych dźwiękach trąbki. Tej płyty uczył mnie słuchać Robert Leszczyński, gdzieś w w 1990 roku na V piętrze Żwirów. Cudo!
Widzę że mamy bardzo podobny styl gotowania.... :) ja też zawsze daję się inspirować temu co pozostało w lodówce między zakupami ;)
OdpowiedzUsuńA ja dziekuje za jezyk - bez chlebusiow, placuszkow, maselka, soczkow itp.
OdpowiedzUsuńGdy czytam inne blogi to mam wrazenie jakby polski jezyk nagle zdziecinnial i poslugiwanie sie slowami dla doroslych bylo niewskazane.
Piekny blog i doskonaly pomysl z muzyka (tak na marginesie poza fantastycznymi przepisami :))
Anonimowy, sympatyczny gościu ;) muszę się przyznać bez bicia, że i u mnie zawitała raz wisieneczka i soczek i jeszcze na dodatek tfu tfu pesteczki ;o) proszę samemu się przekonać:
OdpowiedzUsuńhttp://www.chillibite.pl/2010/07/konfitura-z-wisni-mniej-i-bardziej.html